poniedziałek, 31 stycznia 2011

Fortele Jonatana Koota


Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że umieszczając powyższy tytuł w liście moich „Top Polskich śmiechów-chichów” tak naprawdę nie rozpisałem się o czym opowiada owa serial, a przecież tak mało ludzi go widziało, czy nawet słyszało. A szkoda, gdyż jeśli jest jakaś Polska animacja,  zasługuje moim zdanime na powszechny kult to właśnie Ona (no i kiedy bedzie wyanie na DVD, do licha?) Być może to poprostu bardzo silna nostalgia z moejj strony, ale zbyt wiele osób którym pokazałem jakieś urywki  zareagowało - Hej! To jest naprawdę dobre! Czemu wcześniej tego nie widziałem?
Możecie mnie rozdziobać, rozstrzelać, rozgryźć albo utopić, ale przedtem mnie rozklejcie BO MNIE SZLAK TRAFI! ” 

Trzynasto odcinkowy „Jonatan Koot” został oparty na książce Janusza Przymanowskiego („Czterej Pancerni i Pies”) i koncentruje się na losach trójki bohaterów : będącego po przejściach wojennych Jonatana Koota,  zadziornego Eryka Kowalika i wiecznie spokojeng żółwia Bikiego Helondiusza, którzy mając potąd zanieczyszczających ich naturalne środowiska ludzi, postanawiają odbić to co ich, formując "Eskadrę Jonatana", będąc niczym więcej jak grupą "Eko-terrorystów"... I nie używam tego terminu z przymrużeniem oka, gdyż metody bohaterów naprawdę zahaczały o terroryzm – Na ten przykład w jednym odcinku manipulują ludzi by myśleli, że porwali najbardziej cenionego w kraju piłkarza Radochę i piosenkarkę Przyleppę żądając przez radio w zamian by wszyscy zaniechali czynności szkodzących środowisku, jednocześnie by podkreślić, że pogrywają ostro, wypuszczają z ZOO niedźwiedzie... Ale hej! Intencje mają dobre!
 
„Dosyć tego ty dzięciulusie!”
„Dosyć tego ty kociniasie!”


Jako dziecko ubóstwiałem ten serial ilekroć był puszczany. W odróżnieniu od innych Polskich animacji jakie wtedy znałem, były dialogi i to w dodatku niezwykle zabawne, bardzo swojskie i świetnie wygrane. Być może to właśnie dzięki mocy mówienia, w kontraście do innych polskich bohaterów, charaktery tych tutaj wydawały się pełniejsze, lepiej zarysowane i „budjące się” wraz z każdym kolejnym odcinkiem. Nie zapomnijmy też o wspaniałej kresce Pana Gałysza („Jacek i Placek”, „Odwrócona góra”) Sceny przy ognisku czy czuwania w szuwarach, nadawały piękny, unikatowy klimat opowieści o trójce zwierzaków będących dosłownie samym przeciw całemu światu (w tym milicji), którem śmiało wychodzili naprzeciw, w natarciu, niekiedy skutecznie dając po nosie i odnosząc spore tryumfy... w sumie aż, do ostatniego odcinka, gdzie wszystko się sypie jednak kończy się bardzo pozytywnym akcentem.
Patrząc dziś nie trudno dostrzec satyry na temat ówczesnych czasów i powszechnych strereotypów (ach, jak miło usłyszeć postacie drące się „MILICJA! MILICJA!” ) Scenarzyści zaserwowali humor inteligentny, bawiących odbiorców za równo młodszych jak i starszych. W "Koocie" można dopatrzeć się też nieco elementów które tylko u nas bez żadnych „ale” przeszły by przez cenzurę.  Na ten przykład w jednym z odcinków Jonatan kompanom opowiada o swoim dzieciństwie. Retrospekcja ma miejsce w czasie drugiej wojny światowej i mamy piękny obraz strzelających do Niemców kotów w czerwonych beretach, a także rodziców Jonatana umieszczających bomby na mostach i pociągach,  a jak tylko ląd w postaci kłębka znalazł się w dłoniach Marszałka, wszystko wraz z wrogiem poszło z dymem w jednym momencie..
Nie chcę robić z "Jonatana Koota" niewiadomo czego, ale jednocześnie nie ukrywam, że swoim poziomem wystawał przed szereg. Sentyment pozostawił silny - to pierwsza Polska animacja jaką pokochałem i która ciągle przynosi uśmiech, gdy złapię ją przypadkiem gdzieś w telewizji. Szczerze żałuję, że nie powstało więcej produkcji tego typu (choć może były tylko uciekły mojej uwadze przytłoczone mrowiem typowych „Bolków i Lolków”) PRL był niezwykle ciekawym okresem, zasługującym na uwiecznienie swych realiów nie tylko w filmach Barei ale i w animacji.


I jakby na koniec nie śmiał przytoczyć tej wspaniałej piosenki :
(I wszyscy chórem)
Nie po ordery, nie dla kariery do boju rusza komandos szczery, dla innych sława a dla nas sprawa i nocka w akcji łaskawa! Choć tamtych tysiąc, a naszych garstka, nikt z nich do kaszy nam nie naparska, pazur dla wroga, dla naszych sława, a dla nas nocka łaskawa!

HEJ!
HEJ! Ku chwale kniej!

Porucznik Pan Miluś!
P.S.
Odcinek  "Opowieść egzotyczna" niesłusznie jest prawie zawsze podawany jako pierwszy. W rzeczywistości jest drugi (o czym świadczy fakt, że zaczyna się on klasycznym "w poprzednim odcinku"). Pierwszym jest "Alarm nad Bóbrzą".

niedziela, 30 stycznia 2011

Do tej pory widziałem, teraz widzę teoretycznie! ("Teoria Widzenia" ~ Władysław Strzemiński)

              Nie tak dawno obudziłem się pewnego ranka widząc na moim zegarku elektronicznym, że nastała godzina 09:21. W ramach lenistwa – jak to student wieczorówki, który ranki ma wolne – odwróciłem się na drugi bok przysypiając na co najmniej dziesięć minut, a gdy się odwróciłem była godzinna... 08:59! Jak tego dokonałem? Oczywiście pierwszy logiczny i naturalny wniosek był taki, że w trakcie zyskałem fenomenalne boskie moce i mogę dowolnie manipulować rzeczywistością (a co za tym idzie jak wyskoczę przez moje okno na pierwszym piętrze, wzbiję się w powietrze, podlecę do słońca i palnę je by poleciało w przeciwnym kierunku...), jednak ta teoria okazała się niestety uderzająco nietrafiona.
Po prostu : Mój wzrok  - obłudny dziadyga – spłatał mi figla. Zaspane, ledwo uchylone oczęta, tak zmanipulowały mój umysł, że (pomimo wrażenia, że widzę dwadzieścia na dwadzieścia) cyferki ułożyły mi się w kompletnie inne niż miało to miejsce w rzeczywistości.
Ale tak to już jest z tym wynalazkiem!  
Wzrok, jak się domyślam musiał odegrać ważną rolę w życiu Władysława Strzemińskiego. Ów człowiek sztuki, po stworzeniu teorii Unizmu (za co, rzecz jasna jesteśmy mu bardzo wdzięczni), zdecydował się na stworzenie obecnej dziś na mojej półce „Teorii Widzenia”. Choć na pozór, książka ów, wydaje się być kolejnym banalnym wykładem z historii sztuki, tak naprawdę nim nie jest. Wręcz przeciwnie. Czytając odniosłem w pełni wrażenie, że autor z góry zakłada, że trzymający jego lekturę odbiorca, jest już ze światem sztuki za pan brat obeznany – bądź nawet jest profesjonalnym artystą. Wszystko jest tu pokazane z konkretnego punktu widzenia, a mówiąc dokładniej – z punktu widzenia ludzi którzy ją tworzyli. Autor dokładnie analizuje jak zmieniało się podejście artystów, gdy zbiegiem lat przekładali świat których ich otaczał na płótno (bądź kawałek skały, gdzieś w Niaux).
Nie jest to zatem książka o historii sztuki. To książka o historii rozwoju ludzkiego postrzegania świata, z historią sztuki użytej wyłącznie jako tło, oferujące obfite mrowie przykładów. 

            Z drugiej strony dla tego właśnie sztuka starożytna jest dziś cenna, nie prawda? Mam na myśli – bądźmy tu szczerzy – czym rysunki starożytnych Egipcjan różnią się od rysunku dziecka z podstawówki? Mówię rzecz jasna o postaciach – nogi przekrzywione, wszystko uproszczone do bólu i co Oni tak w kółko z tym profilem? Grecy nie lepsi, zresztą Egipcjanie w przeciwieństwie do nich jakieś kolory znali, a nie wszyscy na czarno, no i może tak nieco przestrzeni? Jak sobie gra Achilles z Ajaksem w szachy to jeszcze rozumiem, ale nie jak się Zeus i jego wesoła kompania się naparzają z Kronosem. Mam uwierzyć, że po prostu sobie w rządku stanęli? O tych śmiesznych ludzikach na tkaninie z Bayeuksu nie wspomnę. To nie Da Vinci!  Dziś gdyby ktoś przyszedł do galerii sztuki z rysunkami na takim poziomie wyśmiali by go i wyszydzili (choć jeśli mam coś z całą szczerością wtrącić, to moim zdaniem świat sztuki to w dużej mierze nie myślące obiektywnie „towarzystwo wzajemnej adoracji’, gdzie czyjeś dzieło może być okrzyknięte genialnym, a dwa dni później ktoś przyjdzie z tym samym i zostanie pogardzony)

            Czemu więc te dzieła są wartościowe? Abo zawierają w sobie wartość historyczną. To dzięki nim dowiadujemy się, jak ludzie żyli, ubierali się, jakimi łukami polowali, jakimi samochodami jeździli, co porabiali w wolne popołudnia i jaki był wtedy ideał urody (patrz. Wenus z Willendorf’u), no i przede wszystkim, dzięki nim wiemy, że BYLI i jak daleko sięga nasza historia.
            Strzemiński przedstawia w swoim dziele kolejne zastosowanie dla istnienia historii sztuki, a mianowicie na ich bazie można dokładnie przeanalizować historię ludzkiego wzroku i kształtowania sobie za równo zdolności w postrzeganiu, ale też w kreatywności i zapotrzebowaniach estetycznych! Jakie błahe rysuneczki wystarczyły by zaspokoić ludzi kiedyś, a jakie wybredne wymogi stawiamy sobie dzisiaj. Kiedyś artysta mazną sobie na ścianie dwie kreski i każdy wiedział o co chodzi, dziś wymagamy perspektyw, cieniowań i tym podobnych wynalazków.
        
            Zresztą mniejsza o sztukę, bo im dalej, tym autor pozostawia ją (oczywiście pozostawiając małe rysunkowe wstawki aby to i owo zilustrować), skupiając się już na samym działaniu oka i procesach w mózgu dzięki któremu odbieramy rzeczywistość tak, a nie inaczej. „Konstrukcja i sprawy techniczne” nie ciekawią mnie tak bardzo, tym bardziej, że opisując je Strzemiński wydaje się tracić na lekkości którą miał w pierwszej połowie książki, jednak ostatecznie nie jestem człowiekiem którego interesuje jak nasze ciało działa (ważne, że jest) więc nie jest to ewidentnie coś adresowanego do mnie. 

            Cóż rzec? Wzrok jest, był i najwyraźniej pozostanie, a dzięki Panu Strzemińskiemu wiem o nim teraz nieco więcej (a tak przynajmniej mi się to wydaje). Czy potrzebowałem wiedzieć to wszystko? Nie specjalnie, ale jako artysta – owszem! Zmienia to punkt widzenia (słowa dobrane przypadkowo) i nawet podświadomie człowiek inaczej podchodzi teraz do dalszego tworzenia...

To tyle!

 

~Pan Miluś

wtorek, 25 stycznia 2011

TOP 10 POLSKICH ŚMICHÓW-CHICHÓW

(czyli top 10 najzabawniejszych rzeczy jakie wypłynęły z POLSKIEJ kinematografii)

Z przykrością muszę stwierdzić, że gdy słyszę słowo „Polska komedia” kojarzy mi się Ono z czymś naprawdę żenującym, na siłę ociekającym tak zwaną „Polskością” (czyt. mrowie wymuszonych i nachalnych aluzji do Obecnej Polityki i Pop-kultury) i niesmacznie wulgarne... Podziękujmy „Lejdisom”, „Gulczasą a jak myślisz”, „Dnią Świra” i „Hakerą”...
Nie zawsze tak musi być, jest bowiem nieco Polskich dzieł – czy to filmów, seriali czy animacji przy których zwijam się zawsze ze śmiechu.
Więc aby nie przedłużać monologu który pewnie i tak przeskoczycie...


OTO TOP 10 POLSKICH ARCYDZIEŁ KOMEDIOWYCH PRZY KTÓRYCH NAJLEPIEJ SIĘ ZAŚMIEWUJĘ....

NUMER 10
– Wojna Domowa
To jeden z tych seriali dla młodzieży który doceniłem dopiero oglądając w dorosłym wieku, bo fakt faktem młodzież w serialu różni się rażąco od dzisiejszej, ale sporo rzeczy jest w nim aktualnych. Na wielki plsu Irena Kwiatkowska no i kto może zapomnieć "Czy jest suchy chleb dla konia?" (im dłużej nad tym myślę to cały motyw wydaje mi się nieziemsko dziwny, ale jednocześnie jest w nim coś straszliwie zabawnego)
NUMER 9Rozmowy kontrolowane
Wstyd mi się przyznać, ale przez długi, długi czas myślałem, że ten film robił Bareja. Nie. To dzieło Sylwestra Chęcińskiego, którego inne twory zawitają jeszcze na tej liście, jednak fakt, że film ten ogląda się idealnie jak dzieło Bareji wiele o tym filmie na dzień dobry mówi. Znów znakomita Irena Kwiatkowska (nie dojść, że sama w sobie rewelacyjna, to chyba ma wszystkie najlepsze kwestie od "Jaki Pan, taki pies, a pan taki jaka gazeta", po "Żyrafy wchodzą do szafy"), ale nie gorszy Stanisław Tymm i Krzysztof Kowalewski. Stan wojenny nie był nigdy tak przezabawny jak w tym filmie...
NUMER 8Fortele Jonatana Koota
Tak, byłbym chory jakbym tu nie umieścił jakiejś animacji, ale ta, aż się prosi o wzmiankę, gdyż jest (ku mojemu zaskoczeniu) tak mało znana. Z wszystkich "Bolków i Lolków" i innyhc "Baltazarów Gąbka" to było najbliższe co mieliśmy do Polskiej animacji która starała się być bardziej dla rosołych niż dla dzieci... a "tak samo" w każdym razie. Była satyra, pojazd po milicji, no i posłuchajcie tylko tych dialogów :
PEREŁKI! SAME PEREŁKI...

NUMER 7Rejs
Tak, bym musiał być jakąś nie-patriotyczną świnią by tego tutaj nie umieścić. Nie umiem tego wytknąć palcem ale jest coś bardzo dziwnego w atmosferze tego filmu, ale mniejsza. W sumie nie mam za wiele do powiedzenia o tym dziele. Najbardziej bawi mnie ten anemik - wiecie o kim mówię ;)
NUMER 6Kiler i Kiler-ów dwóch
Przyznam się bez bicia - DRUGA CZĘŚĆ BAWI MNIE TAK SAMO JAK PIERWSZA... Tylko z kompletnie innych powodów. Pierwsza jest bardziej realistyczna, podczas gdy dwójka jest na fulla absurdalna, groteskowa i przerysowana - jednocześniej jej barwny klimat mnie urzeka, z drugiej strony jedynka ma ten naprawdę przeuroczy swoiski klimacik. Także z tego co zaobserwowałem... Dwójka jest o wiele bardziej "Cytowana". Wracają do Kilera - Za ten film pokochałem Cezarego Pazurę i Rewińskiego, a o sukcesie świadczy lista kopi jakie wywołał - "Chłopaki nie płaczą", "Poranek kojota", "E = MC kwadrat", "Haker" i wiele, wiele innych komedii o schemacie "Jakiś nieudacznik wplątuje się w aferę z gangsterami".
No i ta muzyka! Para najlepiej dobranych soundtraków (jeśli o piosenki chodzi) w historii naszego kina - choć ktoś mógłby zaznaczyć, że jakaś wielka sztuka to, to nie jest...
NUMER 5Seksmisja
Zawsze uważałem, że ten serial to Polska odpowiedź na "Planetę Małp" i to jeden z tych, który gdy opisuję komuś "spoza kraju" jest naprawdę zaintrygowany aby zobaczyć i faktycznie, to jeden z tych filmów z których powinniśmy być naprawdę dumni. Trochę cię boję czy ten film nie zestarzeje się bez gracji, ale póki co jest ciągle rewelacyjny po latach! Poza świetnym humorem jest też straszliwie dobry scenariuszowo oferując mrowie zwrów akcji, których nie zawsze się pamięta przy ponownym oglądniu po latach i jako film SF sprawdza się wyśmiencie.  

NUMER 4Sami Swoi - Trylogia
To kogoś zaskoczy, ale po równi kocham wszystkie trzy części, może z "Kochaj albo rzuć" jest jakieś 10% słabsze od reszty, co i tak stawia ten film na mojej półce wysoko, jednak jak tu nie popłakać się ze śmiechu ze sceny... zresztą nie będę spoilerować dla tych co nie widzieli jeszcze ale powiem tyle, że puentom jest "Uwierzyła?".
Sposób w jaki Hańcza i Kowalski nakręcają się w każdej częsci jest poprostu wyborny, każda kwestia to perełka i... Że też wszędzie musi być ta "pokolorowana" wersja "Samych Swoich"! Biało-czarny oryginał jest świetny sam w sobie... ale nie wadzi to tak bardzo. Póki Kargul z Pawlakiem wymieniają się spojrzeniami zza płota nie przeszkadza mi, czy robią to w kolorze czy czerni i bieli...
 
NUMER 3Świat według Kiepskich
Ach, tak! "Miś" mojego pokolenia. Jasne, odcinek ma z 300 odcinków, z czego może 30 jest tak naprawdę wypasionych, wzlędem tych które były "fajne" ale bez rewelacji, jednak te które są mocne... No, cóż... SĄ MOCNE! Serial był satyrą o tym czego zazwyczaj nie lubię, czyli o szarym życiu - ale rety, w tak barwny sposób było to przedstawione (jak "Czeska komedia"), że ciężko nie było nie pokochać tych postaci! Zresztą na największy plus zasługuje właśnie obsada aktorska - Grabowski, Smoleń,  Kotys, Świętej Pamięci Krystyna Feldman, Żurowski... Ich postacie były nieco groteskowe i zwariowane, a zarazem z życia wzięte (ile to ja znam takich Ferdków, Edziów, Paździochów, Babek, czy Waldków). Nawet jeśli scenariusz danego odcinka nie był za mocny, aktorzy byli tak świetni, że potrafili nawet z średnio śmiesznych gagów, zrobić arcydzieło komizmu. I wbrew temu co jedni co wdzieli raz 2 minuty pierwszego-lepszego odcina i myślą, że mogą po tym oceniać cały serial... Daleko mu było do wulgarnego czy prymitywnego. Serial nie był taki, on parodiował taki świat. Swoją drogą podoba mi się fakt, że "Kiepskimi" najbardziej zaśmiewały się dzieci i tak zwana "klasa inteligencka" - Oni mieli coś dla każdego.
No i powód dla którego ląduje to tak wysoko na tej liście  - "Świat według Kiepskich" to chyba jedyny Polski serial jaki pamiętam (w moim pokoleniu) by wywołał taki szum! Wszyscy o nim gadali, śpiewali piosenkę z czołówki, czy mieli ulubioną postać. W sporym stopniu był to głos okresu mojej młodości i pierwsze odcinki serii wywołują u mnie silną nostalgię. Serial owszem z czasem zrobił się wturny i nigdy nie lubiłem jak na siłę sięgali po wątki fantastyczne (ile to już razy Kiepskich odwiedziło UFO?) jednak jego "pierwsza seria" (ok 100 pierwszych odcinków) ma specjalne miejsce w moim serduszku...
ACH! I Jeszcze jeden plusik - spotkałem się z ludźmi SPOZA POLSKI, którzy się zaśmiewają do łez tym serialem, a to chyba o czymś świadczy!
"Świat według Kiepskich" - Jeśli nie umiesz się z tego śmiać, won z tego kraju!

NUMER 2Cokolwiek zrobił Stanisław Bareja!
Pewnie się dziwiliście czemu (pomimo wzmianek) do tej pory nie było żadnego z jego filmów, no i teraz wiecie! Czy to „Miś”, „Brunet wieczorową porą”, „Alternatywy 4” czy „”Poszukiwany poszukiwana” Bareja jest po prostu mistrzem absurdu i satyry, mistrzowsko eksponującym realia PRL... I wiecie co jest najlepsze w tych jego filmach? (uwaga, to was zszokuje) NIE TRZEBA ŻYĆ W PRL by się zaśmiewać tymi filmami. Miałem 2-3 lata jak komunizm diabli wzięli, więc siłą rzeczy nic z tego nie pamiętam, a mimo tego zaśmiewam się do łez tymi filmami! Jasne pewnie, co trzeci żart przechodzi mi koło nosa, ale to tylko świadczy o geniuszu tego faceta ! Plus prawda taka, że wprowadza widza na tyle dobrze w świat PRL-u, że nie musi go znać by widzieć na czym polega dany absurd.... No i co ważne gdy się ogląda nie czuje się nawet by jego filmy były satyrom, choć to jednak z niej zwykle czerpie się cały humor, a to moi mili liczę za największy z plusów!

NUMER 140-latek
MATKO I CÓRKO! Ile ja to mogę w kółko oglądać to, to zdumiewające jest! Serial + film "Motylem Jestem czyli romans 40-latka" to rzeczy które nie znudzą mi się nigdy! Jest parę słabszych odcinków ale te naprawdę moce mogę dosłownie oglądać kila razy pod rząd i skręcać się ze śmiechu z każdego dialogu. Coś tam czytałem, że serial jest jedną wielką satyrą o obecnych ustrojach bla,blab,bla... i niech bęzie, jednak to problemy kryzysu wieku średniego są głównym źródłem humoru i choć mi do nich daleko siłą rzeczy ciężko się z bohaterem serialu nie utożsamić.
 Twórcy spróbowali sequelować serial, kontynuacją "20 lat później...", która jest Ok... Ale to nic wyjątkowego i brakuje ducha pierwowzoru.
Także pamiętacie jeśli będziecie w Warszawie i będziecie jechać Łazienkowską - Tę trasę budował 40 latek ;)
To tyle. Smacznego :)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

LALECZKA!

Gdy się wydawało, że rozkośniej już na tym blogu być nie może, oto znajduję coś co rozwala mi światopogląd :

DACIE WIARĘ, ŻE TO JEST ZROBIONE Z PORCELANY? Bo ja nie mogę...
Fanów realistycznych i niezwykle milusich wyrobów porcelanowych zapraszam na tę stronę :
http://www.ashtondrake.com/

 Już wiem, gdzie szukać dekoracji, gdy już kupię sobie mieszkanie.... To tyle, moi kochani ;)

środa, 19 stycznia 2011

TOP 15 NAJBARDZIEJ MILUSICH RZECZY JAKIE WIDZIAŁEM NA EKRANIE!

Uznałem, że skoro noszę imię "Pan Miluś" dam wam znać, że nie jest to imię dane mi na daremno i prezentuję wam listę rzeczy które osobiście uważam, że są tak przesłodzone, milusińśkie i rozkoszne, że mogę na nie patrzeć w kółko i się rozczulać jak głupi!
Jak z każdą z tych list to głównie rzeczy jakie przyszły mi akurat do głowy i nie mogłem przypomnieć sobie nic lepszego, więc dajcie mi z pół roku i ta lista będzie wyglądać kompletnie inaczej – Ale póki co TO 100% DEFINITYWNA LISTA I NIECH NIKT NIE ŚMIE JEJ PODWAŻYĆ BO SIĘ BĘDZIE DZIAŁO...

TOP 15 - "Betty Boop - Stars of the future"
Będę na wstępie szczery - ubóstwiam Betty Boop! Popeye, Mickey i inne gwiazdy animacji czarnobiałych mogą się przy niej chować... Kurcze, scena gdzie się na moment pojawia w "Kto wrobił Królika Rogera" jest dla mnie równie satysfakcjonujący co scena w której Donald i Duffy pojawiają się na raz! I tak, ponad jej wrodzony komizm Betty potrafi też być bardzo słodka i milusia. Kreskówka w której wypada bardziej uroczo niż zwykle to definitywnie „Stars of the future”....

 

(by nie było, z założenia kreskówki Ona jest niepełnoletnia)
Ale u licha, to kreskówka w której Betty daje występ na scenie z chmara niemowlaków! Większość dzieci w tej kreskówce wygląda... cóż, aż zza kreskówkowo, a niektóre wręcz rasistowsko (zwłaszcza te czarnoskóre), przez co ciężko policzyć mi je jako milusie, ale na uznanie mega rozczulenia zasługuje ostatni kadr, gdzie Betty podnosi niemowlaka który się właśnie wywrócił (ooooo...), co przemienia się w perełkę słodkości :















TOP 14 - Tickle me land!
Zastanawiało was kiedyś jak wygląda kraina gdzie wszyscy czują non-stop łaskotki i wyglądają jak Elmo z "Ulicy Sezamkowej"? Cóż, za moment zobaczycie i gwarantuję wam, że uśmiech urośnie wam na buzi...
I wszyscy chórem!


TOP 13 - Ilekroć "Angel's Friends" gadają o romansach...
"Angel's Friends" to chyba najdziwniejsza kreskówka jaką spotkałem w ostatnim roku! (Pomijając fakt, że za nic nie przypomina komiksu na podstawie którego powstała) Z jednej strony to serial dla młodszych, moralistyczny i propagujący wartości chrześcijańskie, z drugiej - wszystkie bohaterki latają na pół-obnażone, scenarzyści robią z niego praktycznie "Zmierzch" z Aniołami i diabłami i jeszcze mamy tę scenę :

[edit - emm... Link wygasł, ale zaufajcie mi - to trwało ponad 40 sekund]
Widział ktoś równie długi i intymny pocałunek w serialu dla dzieci? A, mniejsza! Włosi to robili...
Pomimo, że twórcy starają się robić z bohaterek 16-coś latki, gdy gadają o romansach i zakazanych miłościach robią to na poziomie dzieciaków z podstawówki! I wtedy robi się to takie słodziuchne! Mało tego, jeszcze bardziej "Oooooo..." się robi, gdy anioły stróże zaczynają podniecać się tym, że ludzie którym mają pomagać się zakochali!
- Oooo... Dziewczyna której pomagam, zakochała się w chłopaku któremu pomagasz...
- Ooooo...

Swoją drogą jakbym miał clip, to bym wstawił, ale jest taki fajny prześmiewczy moment w jednym w odcinku, gdy diablica widzi chłopca którego kusi do złego, przebierającego się za wampira na Halloween i gadającego przed lustrem mroczne rzeczy... i jak na ten widok reaguje?
Tak, zgadliście...
- "Ooooooo... Ślodkie!"

TOP 12 - Czołówka "Mama the 4th Grader"
Co zrobić gdy chcesz zrobić serial o 9 latce wychowującej swoje biologiczne dziecko, który ma być animowaną komedią? Ależ, robisz, że magicznie teleportowała je sobie z przyszłosci! Problem zamknięty! Serial sam w sobie ma średnią animacje (jak na Japońskie standarda) ale sceny z niemowlakiem w czołówce rozczuliły by kogoś kto był właśnie świadkiem masowej masakry (i NIE, nie będę wrzucał do wszystkie linków z You-Tuba, więc się nie przyzwyczajajcie) :



TOP 11 - Piosenka "Tears To Shed" z "Gnijącej Panny Młodej".
Nie kapuje czemu tyle ludzi nie lubi tego filmu. Jak dla mnie ma fajny pomysł, wizualnie jest cudny i jeszcze ta piękna muzyka. Jest trochę gagów o śmierci na siłę (haha trupowi odpadła głowa) i choć nie jest tak powalający jak "Miasteczko Halloween" ten film jest dla mnie jak jakiś mroczny poemat...
Ale mniejsza o sam film! Oto scena gdzie "tytułowa bohaterka" jest załamana, bo człowiek którego kocha ma inną i zaczyna śpiewać o tym, jaka jest od swojej konkurentki gorsza bo nie może czuć bólu i nie oddycha powietrzem... Z jednej strony prześmiewcze, z drugiej strony jest w tym coś straszliwie  poetyckiego i smutnego, a z trzeciej - No mamy film w którym rozczulam się (Ooooo... znowu) widząc ROZKŁADAJĄCĄ SIĘ  ZOMBIACZKĘ śpiewającą do robaka który zamieszkuje jej ciało i zębatego pająka! Jak dla mnie ten film dostaje z 10 puntków za sam fakt, okoliczności w jakich wywołał we mnie rozczulenie!
Jeśli myślelicie, że coś Tima Burtona się nie znajdzie na tej liście - Ta-da! Niespodzianka! A jeśli jesteście ciekawi kto podkałda głos naszej zmarłej przyjaciółce, luknijcie na listę moich fantazji seksualnych, w miejscu drugim...


TOP 10 - "Świąteczny odcinek Maribel"? Mniejsza o tytuł! To było rozkoszne!
Tu niestety nie mam jakiegoś clipa czy fotosa by się podeprzeć, ale ujmę to tak! "Maribel - wróżka z krainny kwiatów", serial w którym mamy TO :
za główną bohaterkę, miał odcinek w którym dzieci usłyszały historię, że kiedy spadnie pierwszy śnieg i dziecko, które jako pierwsze go zobaczy wypowie życzenie to wróżka śniegu (Jakiś "Dziadek mróz" Japonii?) je spełi. I tak oto Yuuri, best friend tytułowej bohaterki, pogniewana na swojego małego barciszka widzi pierwszy śnieg, wypowiada życzenie, że nie chce go więcej zobaczyć, zjawia się wróżka, która nagle robi się mroczna jak diabli, porywa chłopczyka, Yuuri żałuje decyzji, z Maribel i resztą rusza go ratować i... OCH! NIE BĘDĘ WAM SPOILEROWAŁ BO TO ZA PIĘKNE! Na tyle piękne i słodkie i milutkie, by zająć dumne miejsce 10 na tej liście.


TOP 9 - Pierwsze dwie minuty trzeciej kinówki Troskliwych Misiów
Ooooo... Małe gwiazdki budzą małe zmęczone misie w domkach z chmurek i... Albo mniejsza! Ten film mówi napradę sam za siebie. Jak to cię nie przyprawi o uśmiech to nawet troskliwy miś ci nie pomoże...



TOP 8 - Czołówka "Bottle Fairy"
I WSZYSCY CHÓREM : La, la, la, la... LA-LA! La, la, la....

Jeśli na to jeszcze nie wpadliście - Japończycy są dziwni! Oto serial o facecie, który trzymał w słoiczkach cztery maciupkie dziewczynki, które zwracają się do nigo "Mistrzu/Nauczycielu", paradują w koszulach nocnych i mają magiczną moc zmieniania ubranek! Czy wam się to nie wydaje nieco... Dziwne?
I mam gdzieś, jak ktoś mówi "Och, ale ten serial to świadomy lolicon! To nigdy nie miało być dla dzieci"! Screw you! (amerykańsko powiadając) Ten serial jest TARGETOWANY do dzieci, a już napewno w Europie! "Gigi", był serialem o niewyżytym perwersie, a "POLONIA 1" puszczała go w kółko w bloku dla najmłodszych... No, ale mniejsza! Swoją drogą, serial sam w sobie bardzo fajny i chwilami zadziwiająco zabawny! Zupełnie tak jakby nie miał być dla dzieci tylko... Oh, screw you!


TOP 7 - Strawberry Shortcake... Ilekroć śpiewa! (Ale głównie za Pudelka)
Strawberry Shortcake to jeden z tych serialii dla dzieci który wygląda jakby desperacko chciałby być niesmacznie przesłodzony! Oto kraina zrobiona z ciastek, lodów i słodyczy zamieszkała przez małe dziewczynki,  gdzie kucyki gadają, koty są różowe, wszędzie rozkwita psychodelicznie owocowa roślinność i wogóle wszystko jest ultra-arcysympatyczne! To tak jakby dwóch typów obejrzało odcinek "Troskliwych Misiów", po czym zrobiło zakład, w wyniku któregoś jeden z nich musiał wyprodukować coś o 10 razy słodszego! Ba!  "Strawberry Shortcake" (tłum. "Truskawkowe Ciastko") to imię głównej bohaterki - zresztą każda postać w tym serialu ma imię po jakimś owocowym wypieku.
Co mnie szczerze bawi to, to, że zrobili wersje tego serialu gdzie główne bohaterki są NASTOLATKAMI, a świat jest dalej zrobiony ze słodycy ect. Czy pietnastka to nie wiek, gdy te rzeczy robią się mhhh... żenujące? A, mniejsza! Ja mam 22 lata na karku, a ciągle fantazjuję sobie o takiej krainie!
Serial sam w sobie był by z siedem pozycji niżej, gdyby nie dwie rzeczy :

a) Gdy jego "heroski" śpiewają :


b) TEN PUDELEK :
Wow! Mam na myśli, luknijcie okiem na sam clip :

Strawberry Shortcake jest w Paryżu zrobionym ze słodyczy (Czy w ich uniwersum Warszawa ma pałac Kultury z Piernika, a Marszałkowską z bitej śmietany?), śpiewa piosenkę o przyjaźni z najbardziej uroczą francuzeczką świata, która jest bardzo "Dramatic"... I WALĄ CI W ŚRODEK TEGO WSZYSTKIEGO, RÓŻOWEGO  PUDELKA KTÓRY MIAŁBY SIĘ ZA MOMENT POPŁAKAĆ!
To jak zastrzyk morfiny rozkoszności! Jeśli moja teoria z zakładem jest prawdziwa, to wygrany został i to z nawiązką...


TOP 6 - Jakieś pierwsze 10 minut "ZAKOCHANEGO KUNDLA"!
Strasznie lubię "bezstresowe tępo" jakie ma "Zakochany Kundel". Dziś filmy gnają, łeb na szyję by jak najszybciej posunąć historię do przodu. Tu film, gdzie wszystko posuwa się powoli, jak żółw ociężale... a jednocześnie tego nie odczuwamy. Ba! Powolne, spokojne (i dosyć relaksujące) tępo daje nam kupę czasu by pokochać te postacie... A nic tak tego nie robi jak pierwsze 10 minut filmu, gdzie praktycznie nic się nie dzieje, tylko oglądamy rozkosznego psiaka, robiącego rozkoszne rzeczy. To nic kreskówkowego, wszystko jest realistyczne i z życia wzięte - Pan zostawia ją w koszyku w kuchni i mói, że to jej miejsce do spania, ta wychodzi i idzie do jego sypialni i tak w koło Macieju. Piszczy, figlarnie merda ogonem, niezdarnie potyka się o łapki... To milusie, bo prawdziwe!














A i czy wspomniałem, że pies był prezentem na giwazdkę?
















TOP 5 - Scena snu z "Muppety na Manchatanie"
Zacznę od faktu, że Muppeciątka same w sobie zasługują na honorową wzmiankę - bo, są... No cóż, Milusie!

Mam na myśli, wzięli szkaradne monstrum jakim był Zwierzak i zrobil z niego słodziutkiego berbecia, że się buzia rumieni ilekroć się odezwie...
Ale czy znacie gnezę Muppeciątek? A owszem, były Muppety, o których powstało mrowie filmów, w tym "Muppety na Manchatanie", jedna z nudniejszych odsłon serii moim skromnym zdaniem... To jest do tej sceny :

Jeśli dałoby się zrobić z tą sceną coś by była jeszcze bardziej przytulaśna, to chyba mózg by mi eksplodował z nadmiaru słodyczy... Mhhh... w sumie mogli by dać w niej Zwierzaka, czy może wtedy jeszcze nie ogarneli jak zrobić by ta postać była dosyć rozkoszna?


TOP 4 - Pani Dumbo daje synowi kąpiel... Pardon. "Dumbo bawi się z mamusią"
Tak. Nie miałbym duszy jakbym nie umieśicił tu tej sceny.
Scena (później w filmie) gdy Dumbo spotyka swoją mamę zniewoloną w klatce i go kołysze, to bez dwóch zdań jeden z najsmutniejszych momentów w filmie Disneya (a nie jakieś "Łeeee... Simba płacze bo mu tatę zabito") ale jak się zna ten film i zobaczy się wcześniejszą scenę, matki bawiącej się z dzieckiem robi się jeszcze bardziej przesycona sercem i ciepłem. Znów-  podobnie jak w przypakdu "Zakochanego Kundla" nie ma nic zbyt kreskówkowego, to prawie realistyczny moment. Między dwoma słoniami... No i te jego uszka i odłosik co wydaje! Aaaaaah! Miód dla mojego serca :)




TOP 3 - "A little snow fairy Sugar"... Za całokrztałt!
Tak! Po tych wszystkich Anime o małych milusich wróżkach które pokazałem wcześniej, pewnie się głowicie jaka je bije na głowę?
Na pozru "Sugar" to wszystko co czyni mangę typu "Kawaii" (jak ktoś kiedyś ujął na intenrecie "It's as kawaii as it can get") Opowiada losy młodej dziewczyny imieniem Saga, która po śmierci mamy zamieszkuje z babcią i marzy o zostaniu pianistką. Pewnego dnia zaprzyjaźnia się z maciupką wróżką-śniegu imieniem Sugar, która poszukuje tajemniczego" promyczka, bez którego nie będzie w stanie dorosnąć...

Pomimo ociekania przesłodzeniem i stereotypowością typowej dla anime tego gatunku, kreksówka ta jest zadziwjąco dojżała, a chwilami także - straszliwe smutna. I to nie tak, że rzucają serią łzawych scen pod rząd! Twórcy samym tonem odcinka potrafią wywołać w widzu serię czułych, nostalgicznych i wywołujących łezkę w oku uczuć, przez co gdy rzucą coś na serio wzruszającego, to człowiek rozkleja się do reszty.
Że też Sugar musiała odnaleść wkońcu swój promyczek! Ja się nie moge na nią napatrzeć...

Dłuższa wersja intro :

TOP 2 - "The Enchanted squer" ("Zaczarowany plac")
Gdy zobaczyłem tę kreskówkę pierwszy raz miałem z 10 lat. Zobaczyłem ją z 10 lat później... I jest równie piękna jak pamiętam! Oto mała niewidoma dziewczynka dostaje od Policjanta lalkę, ta ożywa i zabieraają na wędrówkę po miejscowym placu, który w wyobraźni dziewczynki jest najpiękniejszym miejscem na zimei... Nic nie dodam! To poprostu ŚLICZNE! A końcówka gdy dziewczynka zwierza się lalce, że chciała by zobaczyć twarz swojej mamy jest... Oh! Polecam! Jak znajdziecie, zobaczcie sami!


I numer 1 jest...
Piosenka "Scales and Arpeggios" z "Aryskotratów"!


ENJOY MOJE MISIE PUSZYSTE, ENJOY!
Do kolejnego razu!
Wasz
~Pan Miluś :)

sobota, 15 stycznia 2011

ABBA OJCZE!

Dziś dla odmiany post patriotyczny -
No i się doczekałem (jak i reszta świata!)
Dnia pierwszego Maja Karol Wojtyła, Jan Paweł II, największy z Polaków, który nie tylko napełnia mnie dumą, że jestem częścią tego pięknego (choć mającego swoje wady) państwa i wzór piękny wzór dla mnie jako młodego Chrześcijanina będzie nareszcie wyniesiony na ołtarze!
Cieszmy się, gdyż nasze modlitwy zostały spełnione!
ALLELUJA!
"Pontyfikat się nie kończy, dobrze o tym wiecie Papież dalej pielgrzymuje, lecz na tamtym świecie..."  










SANTO SUBITO! SANTO SUBITO! SANTO... No, znacie sprawę! ;)

niedziela, 9 stycznia 2011

~Te moje pokiełbaszone fantazje seksualne!~


 TOP 7 Pań które z łatwością skradłyby moje serducho!***
  DOBRA! Mam dosyć gadek-szmatek, że jestem jakiś grzeczniutki Pan-Miluś i te sprawy! By pokazać wam, że wbrew powierzchowności, też nieprzyzwoitą część natury skrywam, uznałem, że podzielę się z wami moimi gustami i guścikami co do tego w jakichś Paniach... a właściwie „typach Pań” się bujam.
Nie jest to jedna z tych „definitywnych TOP list”, bo są to głównie pierwsze Panie jakie przyszyły mi do głowy! Dajcie mi tydzień, a Ta lista będzie wyglądać kompletnie inaczej, a w ramach bycia potajemnie nienormalnym psychopatą pomieszałem prawdziwe osobowości kobiecie z fikcyjnymi (hie,hie,hie...)

No ale dosyć tej gadaniny! Nawet najwięksi pro-feministyczni krzykacze muszą mieć moment by się totalnym seksizmem popisać i teraz nadeszła pora na mnie!
Zaczynamy!


7. Judy Garland (w filmach których była na przełomie siedemnastki i trzydziestki, się rozumie)

Czy spotyka się z kimś w St. Luis, nie czuje się jak w Kanzas  czy rodzi się jako gwiazda  Judy Garland ma za równo śliczną twarz, jak i (w zależności od filmu) świetną osobowość. Kogo by nie grała, zawsze towarzyszy jej przepiękny głos. Mało o jej życiu poza planem wiem, więc nie mam tu nic do dodania, ponad to, że ze wszystkich aktorek z tej... eeee... tamtej epoki, Ona jest moja ulubiona.

6. She-Hulk (lub jak kto tam woli, Jennifer Walters)


Gdybym nie znał tej postaci, a ktoś mi powiedział, że planują kobiecą wersję Hulka i będzie niesmacznie atrakcyjna poszydziłbym sobie z niego... Po czym pewnie widząc tą zieloną piękność po raz pierwszy spędziłbym kolejne kilka minut powtarzając otumaniony „homina-homina-homina...”
Jasne! Rysownicy tworzący super-heroski mają tylko jedno na myśli, stąd zawsze wyglądają jakby przed chwilą z wybiegu zeszły (serio mówiąc, było by nawet fajną odmianą jakby zrobili komiksową bohaterkę, która była by choć minimalnie przy tuszy, albo miały coś nie tak z twarzą... jakby moce były magiczne czy coś, fizyczność by jej walczyć o sprawiedliwość nie przeszkadzała)
She-Hulk poza zdolnościami atletycznymi, ma coś o wiele cenniejszego – Jest zabawna! A czego można chcieć więcej na długie zimowe wieczory? Plus lubię wysokie i jakoś nie mam problemu, z kobietą ode mnie wyższą czy silniejszą. No, bo hej! Na, co mi jakieś Mary Jane czy inne Lois Lane co będzie trzeba bronić jak się na mnie chmara zbiór rzuci? Walczyć ramię w ramię o wiele raźniej... Bądź przynajmniej udawać, że się coś robiło, podczas gdy ona odwaliła całą robotę ;)


5. Michelle Pfeiffer jako Catwoman.

            Że Pani Pfeiffer sama w sobie piękną i ciekawą osobą jest dała dowód w nie jednym filmie, a także po za nimi... Ale jak na moje gusta, nigdzie mnie tak bardzo nie kręci jak w „Powrocie Batmana”. I wiem o czym zboczeńcy myślicie – No, tak! Pewnie to zasługa tego lakierowanego stroju i bata?
            A, nie! Choć to dobre uzupełnienie! Zimna, twarda, uwodząca, psychopatyczna, nieprzewidywana, zionąca zwierzęcą dzikością, a zarazem mająca w sobie małą złamaną dziewczynkę w środku!
            Catwoman nie była nigdy moją ulubioną postacią (wersja w której była prostytutką NIE ISTNIEJE dla mnie) ale jak patrzę na nią w tej odsłonie, nie dziwię się Batmanowi ani trochę...

4. Gelsomina z „La Strady”

            Być może powinienem po prostu napisać neorealistyczna piękność Giuletta Masina bo pociąga mnie głównie jej słodka „dziecięca twarzyczka” (te oczy), jednak ze wszystkich jej filmów tylko „La Stradę” widziałem wielokrotnie, a co za tym idzie to Ona skrywa wszystkie elementy, za które ją ubóstwiam. Choć normalnie wolę o wiele bardziej „wyzywające” charakterki, jest coś w jej dziecięcej mentalności, figlarnej otoczce i sposobie bycia co działa bardziej, niż idealnie! Przypuszczam, że gdyby Harpo Marx czy Charli Chaplin urodzili by się dziewczynami, mniej-więcej tak by właśnie wyglądali. Ba! Jakby miała włosy na jeża tak bym sobie pewnie Justynę z „Traumo-pocisznych przygód Znicza Deathsoul” wyobrażał....  
            No ale mniejsza do przyrównywania jej do innych kultowych postaci, bo wyśmienitą jest samą w sobie! Warto zaznaczyć, że była żoną Felliniego... Nie dziwię się mój Panie! Ani trochę!

3. Księżniczka Dżasmina (Alladyn1992)

Gromada księżniczek Disneya nie jest tak pociągająca jakby się wydawać mogło. No, bo popatrzcie na nie! Śnieżka blada jakaś, Kopciuszek to pedantka, Aurora myśli tylko o łóżku, od Arielki wali łososiem, Pocachontas gada z drzewami, Tiana preferuje zoofilię, Bella od niej nie lepsza, Roszpunce lecą zakola... na pewno znajdą się jeszcze ze dwie o których mógłbym wymyśleć jakiś równie prymitywny kalambur.  
Jest jednak Dżasmina! Ani mi nie wadzi, że to muzeumanka (z dwiema religiami w związku zawsze raźniej), ani, że łazi zwykle pół obnażona (co w zadziwiający sposób wyklucza mi się z wcześniejszym), ani, że animowana (rasistą nie jestem), ani nawet, że znalazła już mężczyznę swoich marzeń (wypadki chodzą po ludziach)
Z wszystkich Pań Disneya animatorzy obdarzyli ją chyba największą dawką seksapilu, ale pomijając fizyczność postaci Dżasmina ma wszystko : Silny charakter, błyskotliwy intelekt, a jak trzeba potrafi być zabawna... No i jeszcze talent aktorski!  
Patrzą na „atrakcyjne charakterki” to na tej liście spokojnie mogłyby się znaleźć Esmeralda, Meg i moja ulubienica Mulan, ale jednak uznałem, że pozostanę przy jednej tradycyjnie animowanej piękności... Panie, jesteście piękne, ale tylko jeden mam ochotę pokazać to i owo... Tj. Świat, się znaczy... Właśnie...


2. Helena Boham Carter (głównie w "Sweeney Todzie")

            Żenują mnie faceci, którzy gardzą tą panią bo nie wygląda jak Angelina Jolie, Megan Fox czy inna anorektyczka. Osobiście nie tylko uważam, że Helana jest atrakcyjna, ale (jak już dałem na tej liście dać znać wiele, wiele razy) o wiele większą zaletą jest jej pomerdana osobowość. Widzieliście ją kiedyś w wywiadach czy talk-showach? Zachowuje się jakby dopiero co wróciła z Krainy Czarów i prawdę mówiąc było jej wszystko jedno w jakiej rzeczywistości się znajduje. Nie chowa się ze swoim ekscentryzmem, który promieniuje w każdym jej geście. Ona nie gra groteskowych postaci, Ona już jest groteskowa!
         
     Ze wszystkich ról to Pani Lovet w „Sweeney Todzie” najbardziej obcieka tym za co kocham ją najbardziej! To jak brakujące ogniwo między Gelsominą, a niezrównoważoną psychopatką. Wiesz, że jest w stanie wbić ci nóż w plecy, a jednocześnie jest w niej coś diabelnie słodkiego, że nie możesz czuć do niej urazu, nawet jak ze swoim chłopakiem wybija 1/4 populacjI Londynu i podaje ją ludowi w formie placków! I jeszcze przy tym śpiewa! Jest obłąkana ale przy jej obłędzie czujesz się dobrze, pomimo pełnej świadomości, że jest niebezpieczna dla otoczenia... No, nie umiem tego inaczej ująć! Czysta wariatka, ale chcę tego! Jak ostatnie parę „Harrych Potterów” mi się mało podobało, tak Ona ratowała mi wszystko – Jej zabijaniu i niszczeniu towarzyszyła taka dziecięca radocha, że w sumie wolę przyklasnąć jej niż Hogwardowskim wypłoszom.
            No i podobnie jak Fellini ukradł mi Masinę tak Burton musiał mi skraść Helenę. Co jest z porąbanymi kobietami i moimi ulubionymi reżyserami? Doby Panie daj by moja przyszła żona była w połowie tak nienormalna...


1.      Alecia Beth Moore... Czy jak kto tam woli - P!NK

Tak P!NK! Po osobistościach z filmów, animacji, komiksów, i azylów dla obłąkanych, na pierwsze miejsce mojej top listy uwodzących mnie piękności trafia współczesna Pop-sensacja. Nim któryś z geniuszy zaraz wyskoczy z krytyką na temat moich gustów muzycznych, szczerze nie znam jej wszystkich piosenek i nie słucham ich w kółko (poza „Fun House” i "Raise your glass", bo są zajebiste), ale jak już jakaś leci to oderwać uszu od tego głosu nie mogę. Zresztą wizualnie jej teledyski też są całkiem, całkiem!
Ona ma w sobie wszystko czego bym pragnął od kobiety z  hardkorowym zapałem, nieokrzesaną naturą, nutką dziecięcości i dalekim od normalności poczuciem humoru na czele! Z wyglądu – mój ideał (Widzieliście te mięśnie? Rau!) Może nieco mniej mi się podoba jak ma tego irokeza (ok, po namyśle irokez wygląda jednak czadowo), ale to typ dziewczyny co ma inną fryzurę co wieczór (nie mówiąc już o kolorze) i to ubóstwiam! I jeszcze to szatańskie spojrzenie i uśmiech...


Naprawdę nie mam nic więcej do dodania... Chcecie wiedzieć jak sobie idealną Panią Milusiową wyobrażam?
No... To jeszcze nie to, ale już blisko ;)




czwartek, 6 stycznia 2011

SZCZĘŚLIWEGO ŚWIĘTA TRZECH KRÓLI!

Jak trzeba TRZECH KRÓLI znów jest dniem wolnym od pracy! Cieszmy się powrotem do noralnoci, a i dobre wieści mam bo niebawem wszystkie moje komiksy-parodie na ten blog wrzucę ale póki co zamieszczę tylko tą :