sobota, 25 lutego 2012

Recenzja : "Premiera" w Teatrze "Komedia"

Napiszę krótko acz zwięźle bo choć raz naprawdę nie mam nic do dodania ponad same pozytywy :
Jakiś czas temu byłem w Warszawskim teatrze Komedia na "Premierze" - Śmieszne, że hej! O fabule nie ma co pisać. To typ historii gdzie poprostu kilka postaci znalazło się jednocześnie w jednym miejscu i spędzają resztę opowieści nakręcając się nawzajem... i robią to znakomicie! Aktorzy odwalili kawał dobrej roboty kreując zabawnych i sympatycznych (pomimo czasem ostro negatywnych cech) bohaterów. Scenariusz swoją drogą znakomity (choć nie znam pierwowzoru więc nie wiem na ile zmian sobie pozwolono)

Proste, lekkie, a co najważniejsze jest z czego się pośmiać przez dwie godzinny i, aż prosi się o więcej... Warto!

Pozdrawiam
~Pan Miluś

piątek, 10 lutego 2012

PIZZA ZIOMAL!!!!!

WY TAM!!!

Czy Pizzeria którą prowadzicie jest na skraju bankructwa? Zamówień coraz mniej, a cegieł w okno coraz więcej? Cóż, wasze zmartwienia dobiegają końca, gdyż oto zamiast jakiejś-tam Pizzy możecie sprzedawać BARDZO ZIOMALSKĄ PIZZĘ? Jaka jest różnica? Zerowa, ale na pudełku umieszczacie nowy odcinek "Ziomala" mojego autorstwa i wasze Pizze zaczną sprzedawać się jak świeże bułeczki... co prawda nie dla (bądźmy szczerzy) paskudnego smaku waszego produktu, a ze względu na nowy zajebiście zabawny odcinek Ziomala! Ale jaką ci różnicę to sprawia skoro jesteś w tym zawodzie tylko dla kasy?

Tak jest! Odezwijcie się do mnie, a pomożemy sobie i i Ty będziesz miał nowe odcinki Ziomala na swoim pudełku od Pizzy, albo nie pomóżmy sobie i umieść jakiś inny własny komiks na pudełku Pizzy który przyciągnie klientów, a pozwę ciebiebie za kradzież mojego pomysłu  (Tak jest! Mam już adwokata!) i się nie wypłacisz mi się do końca życia!

NIE CZEKAJ! ODEZWIJ SIĘ TERAZ :D
(Z podziękowaniami dla Kolegi Marcina za pudełeczko ;)  )

A tu jako bonus takie dwie fajne  Ziomalskie okładeczki :


Nie mam w planach wydania drukiem jeszcze, ale ładnie to wygląda... MOIM ZDANIEM przynajmniej ;)


Pozdrawiam
~Pan Miluś



piątek, 3 lutego 2012

Kowale i Alchemicy (kilka przemyśleń po lekturze książki Mircea Eliade)

            Najwyraźniej ignorant ze mnie, choć z drugiej strony z tego co widzę tą samą ignorancją grzeszy większość społeczeństwa. To ciekawe jednak pierwszym skojarzeniem z kowalem, czy na dobrą sprawę jakimkolwiek rzemieślnikiem jest człowiek, co prawda masywny, jednak za razem prosty. Bez wykształcenia, bez obycia – ot przysłowiowy „brudny robol”. „Wysoki jak brzoza lecz głupi jak koza”. Naturalnie taki wizerunek nie jest niczym dziwnym. Zawdzięczamy go kulturze masowej, gdzie brudny fartuch i wizerunek prymitywnego osiłka z młotem na ramieniu, niczym maczugą, stały się głównymi rozpoznawalnymi atrybutami tego zawodu, który dla wielu ogranicza się tylko do wyrabiania podków i kucia koni. Nawet ukazanie starożytnych bogów jak Hefajstos czy Wulkan zostały we współczesnych wyobrażeniach (filmy, książki, komiksy etc.) ograniczone do obrazu usmolonego brodacza, robiącego za pachołka reszty boskiego zastępu. Wielka szkoda, gdyż taka oto dzisiejsza mentalność zaciera nam obraz czegoś o wiele bardziej szlachetnego, o czym Mircae Eliade przypomina nam w swoim dziele „Kowale i Alchemicy”.


Mircea Eliade (1907-1986) był rumuńskim religioznawcą, filozofem kultury, dyplomatą i indologiem, która już za życia zasłynął w środowiskach naukowych jako wielki myśliciel i chodząca legenda. Pośród wielu rzeczy, zajmował się badaniem archetypów religijnych (choć słowa „archetyp” używał w kompletnie innym kontekście niż robił to np. Jung), a także porównywaniem fundamentów różnych wyznań, doszukując się historycznych przyczyn genezy sakralnych symboli, rytuałów czy mitów. Twórca wielu pojęć, tez i koncepcji, zasłynął wieloma, dziełami  publikacjami, między innymi : „Nieśmiertelność i wolność”, „Salazar a rewolucja portugalska”, „Szamanizm”, „Religia, literatura, komunizm. Dziennik emigranta”, „Historia wierzeń i idei religijnych” i wiele innych. „Kowale i Alchemicy” (wydany po raz pierwszy w 1956 roku w Paryżu) jest dziełem, w którym Eliade skupia się głównie na próbie zrozumienia więzi duchowej łączącej ludzi z otaczającą ich materią, zaczynając od znaczeń religijnych i mitów związanych z fachem kowala, górnika i hutnika, a z czasem przechodząc na pokrewny (wbrew pozorom) zawód alchemika, skupiając się głównie na alchemii chińskiej i hinduskiej.



 Wbrew pozorom nie trzeba szukać daleko by spostrzec powiązania między tymi dwoma kunsztami. Obie te pasje – kowalstwo i alchemia – dotyczą ludzkiego pragnienia jakim jest przybliżające nas do Boga, osiągnięcie transmutacji, dowolne manipulowanie otaczającymi nas materiami i zmienianie ich według własnego uznania. Słowem : Branie czegoś, co Stwórca już stworzył i przemienianie go w coś co jest kompletnie nowe i „nasze”. O ile jednak alchemicy spędzali całe życie bezskutecznie poszukując kamienia filozoficznego, którym miał im umożliwić przemiany metali zwykłych w złoto, tak kowale od początku istnienia swojego fachu dysponowali zdolnościami pozwalającymi im przetapiać jeden przedmiot w kompletnie inny. Dodatkowo czyniło ich to Panami nieugiętego żywiołu jakim jest ogień. Na pozór nic magicznego i nic nadprzyrodzonego, a zarazem coś mająca w sobie wiele piękna, poezji i artyzmu.
 

Oto jeszcze niedawno będąca częścią przyrody, ruda metalu jest na naszej łasce! Z twardego i nieugiętego staje się miękkim i bezbronnym, będąc dowolnie manipulowanym i przekształcanymi tylko i wyłącznie przez naszą wolę! Kawał metalu może stać się mieczem, ale jak zapragniemy możemy ten miecz uczynić zbroją, a przy odrobinie dodatku w postaci srebra przemienić tą zbroję w stos monet. Moje wcześniejsze porównywanie tej umiejętności do prawie-boskiej nie jest tu ani trochę przesadzone. Im większa jest satysfakcja i aspiracje twórcze tym większa robi się mocniejsza więź artysty z materiałem, a co za tym idzie szybko tworzy się i więź spirytystyczna. Naturalnie w takim obrocie spraw, ludzie podejmujący się fachu kowala nie mogli być po prostu zwykłymi prostaczkami.  Przeciwnie! Zawód, który obejmowali wiązał się z czymś co prowadził do uduchowienia i przeżyć jak najbardziej religijnych, a materia nad którą pracowali była dla nich świętym i wiecznie żywym źródłem życia obdarzana jak największym szacunkiem. Często przypisywali jej pochodzenie boskie, a w niektórych wierzeniach była nawet częścią boskiego ciała.

  

W przypadku alchemików nie trzeba by było dziś nikomu tego tłumaczyć.      Ich wizerunek w ówczesnej mentalności zachował się jako obraz owianych tajemnicą mistyków, siedzących gdzieś w cieniu, poza resztą społeczeństwa zajmujących się sekretami nie danymi przeciętnemu śmiertelnikowi, a i od razu na myśl przywodzą się takie postacie jak Faust czy Mistrz Twardowski, wiążące na dzień dobry alchemików z układami z czarnymi mocami i nekromancją. Śmiało można zatem stwierdzić, że więcej mieli oni wspólnego z osobami duchowymi niż ówczesnymi naukowcami. Obraz kowali w starożytnych kulturach nie odbiegał od tego daleko. Też mieli swoje sekrety, tajemne obrządki i rytuały inicjacyjne, a rola jaką ich fach odgrywał w społeczeństwie była niezwykle istotna, ceniona i uznawana.

 
Nie bez powodu w większości wierzeń i mitologii występowali „boscy kowale” którzy przyczyniali się do tworzenia nadprzyrodzonych atrybutów, którymi dysponowali bogowie i herosi.  Nawet gromy którymi miotał potężny Zeus nie były czymś, co tworzył sobie samoistnie, a był to wynik pracy boskiego kowala Hefajstosa. A i w mitologii Fińskiej pojawia się kowal Seppo Imarinem, syn bogini Ilmatar, nie tylko odpowiedzialny za wykucie sklepienia niebieskiego ale między innymi twórca cudownego młynka produkującego nieskończone źródła dóbr (w tym żyto i złoto), będącym głównym wątkiem epiki Fińskiej „Kalevala”. Nawet w naszych rodzimych wierzeniach słowiańskich (którym prawdę powiedziawszy Eliade nie poświęca specjalnie wiele czasu) przewijali się boscy kowale pośród panteonu boskiego. Już starożytni rozumieli zatem, że nic nie tworzy się samoistnie, a przeciwnie musiało powstać z jakiejś wcześniejszej materii, nawet jeśli mówimy o tworze boskim. Zabrzmi to może jak lekkie ironizowanie ale najwyraźniej każdy posiadający nazwisko „Kowalski” powinien być bardzo dumny z dumnego dziedzictwa, które się z tym wiąże.  Miło też słyszeć wieści, że kowalstwo powoli odradza się tu i ówdzie, jako forma sztuki.
 

W przeciwieństwie do kowali jednak, alchemicy nie zadowalali się dostępną im materią. Przeciwnie, poszukiwali nieznanej, której jeszcze nikomu nie przyszło poznać, bądź tej „pierwotnej” (materia prima), którą wpierw tknęły się siły boskie by stworzyć to co jest znane człowiekowi. Nie ma w tym jednak nic niezwykłego – jak wszyscy ludzie dążyli w ten sposób do samodoskonalenia siebie i świata wokół. Niby mistyczne, a zarazem niezwykle ludzkie, a dzięki temu łatwe dla nas do pojęcia jeśli o intencje chodzi. Nagle nie wydają się tacy tajemni i niedostępni...

  

Kowale i Alchemicy Eliade, jest dziełem niezwykle wciągającym, zwracającym uwagę na tonę rzeczy, która choć często pozornie oczywista tak naprawdę umyka człowiekowi zagłębiającemu się w realia historyczne, w tym przypadku patrzącemu na rzemiosła swoich przodków. Jeśli mógłbym coś wytknąć, to autor chwilami zbyt bardzo przytłaczającymi czytelnika lawinami odwołań i nawiązań do dzieł innych niezliczonych myślicieli i badaczy religii, jednak czyni to całą rozprawkę o wiele bardziej rzetelną i wiarygodną...

To tyle!!!
~Pozdrawiam
Maciek Kur (Pan Miluś)