wtorek, 19 sierpnia 2014

IT'S RECENZJA TIME : "DZWONECZEK I TAJEMNICA PIRATÓW!"


AAAAAARRR!!!! KAPRAWE SZCZURY LĄDOWE! WCIĄGAĆ KOTWICĘ! CZAS NA KOLEJNĄ HO-HO-HO-I-BUTELKA-RUM-O-WATĄ RECENZJĘ Z SUSH!

DO STU TAJFUNÓW SIEDMIU MÓRZ! DZIŚ ZRECENZUJĘ WAM NAJLEPSZY FILM W HISTORII ŚWIATA ZATYTUŁOWANY „DZONWECZEK I TAJEMNICA PIRATÓW!

KU PRZYPOMNIENIU FILMY TE OPOWIADAJĄ O MOJEJ ULUBIONEJ BOHATERCE DZWONECZKU!!!!! (KTÓRA JEST WRÓŻKĄ, JAK JA!!!)

PIERWSZE TRZY CZĘŚCI „DZWONECZEK”, ”DZWONECZEK I ZAGINIONY SKARB”, „DZWONECZEK I UCZYNNE WRÓŻKI” BYŁY BARDZO FAJNYMI I INTELIGENTNYMI FILMAMI DLA CAŁEJ RODZINY!


CZWARTA CZĘŚĆ „DZWONECZEK I SEKRET MAGICZNYCH SKRZYDEŁ”… JEST.


MOŻECIE O TYM CUDZIE KINEMATOGRAFI PRZECZYTAĆ W MOJEJ RECENZJI SPRZED DWÓCH LAT!

HEJ SUSH!

GOSYPI? CO TU ROBISZ?

CZY WIEDZIAŁAŚ, ŻE DZWONECZEK POJAWIA SIĘ TAKŻE W FILMIE „PIOTRUŚ PAN” ORAZ W KSIĄŻCE „PIOTRUŚ PAN I WENDY”?


TAK GOSYPI, DZIĘKUJEMY.


PRZEJDŹMY LEPIEJ DO RECENZJI TEJ CZĘŚCI...
DOBRA, WIĘC NA POCZĄTKU BYŁ ZWIASTUN KOLEJNEJ CZEŚCI DZWONECZKA, KTÓRY ZASPIOLEROWAŁ NAM FILM BO POJAWIA SIĘ W NIM DZWONECZEK I JELONKA, WIĘC WIEMY, ŻE W TEJ CZĘŚCI NIE ZGINĄ WIĘC SCENY SUSPENSU SĄ BEZ SENSU. ALE POTEM TEN FILM SIĘ ZACZĄŁ I POZNAJEMY W NIM NOWĄ WRÓŻKĘ IMIEINIEM ZARINA! W PRZECIWIEŃSTWIE DO INNYCH LUBI SPACEROWAĆ ZAMIAST FRUWAĆ, JEST CHŁOPIĘCA, ZAFASCYNOWANA WSZYSTKIM I MA COŚ CO SIĘ NAZYWA TRÓJWYMIAROWA OSOBOWOŚĆ!
PRACUJE Z INNYMI WRÓŻKAMI PRZY TAŚMOCIĄGU GDZIE JEST PRODUKOWANY MAGICZNY PYŁEK, JEDNAK JAKO PIERWSZA POSTAĆ W TYCH FILMACH ZACZYNA KWESTIONOWAĆ LOGIKĘ TEGO ŚWIATA I ZADAWAĆ PYTANIA (NP. CZEMU WŁAŚCIWIE PYŁEK SPRAWIA, ŻE MOGĄ LATAĆ) INNE WRÓŻKI REAGUJĄ NA TO SZOKIEM I KILKU SEKONUDOWYM MILCZENIEM BO TO NAJWYRAŹNIEJ NIE JEST NORMALNE ZACHOWANIE, A POTEM TAKI WRÓŻEK CO NIMI DOWODZI OPIEPRZA JĄ OD GÓRY DO DOŁU BY PRZESTAŁA MYŚLEĆ SAMODZIELNIE I BYŁA TRYBIKIEM W MASZYNIE JAK JEJ KOLEŻANKI! (ALBO MIESZKAŃCY KOREI PÓŁNOCNEJ)
NIE MAMY CO PRAWDA SCENY W KTÓREJ SIĘ DOWIADUJEMY, ŻE WRÓŻKI KTÓRE ZADAJĄ ZBYT WIELE PYTAŃ ZNIKAJĄ BEZ WYJAŚNIENIA I JĘZYKA, ALE ZAMIAST TEGO MAMY BARDZO FAJNĄ SEKWENCJĘ W KTÓREJ ZARINA PODKRADA NIEBIESKI PYŁEK (Z KTÓREGO ROBIĄ TEN ZŁOTY DZIĘKI KTÓREMU SIĘ LATA) I WYNAJDUJE COŚ CO SIĘ NAZYWA „ALCHEMIA”
(nawet nie żartuję, jest taka kwestia w tym filmie) WIĘC ROBI SERIĘ EKSPERYMENTÓW NA PYŁKU I TWORZY RÓŻNOKOLOROWE PYŁKI I KAŻDY KOLOR DAJE INNĄ NIESAMOWITĄ MOC! O JAK TEN TUTAJ :


ALE ZARINA COŚ TAM SKNACA I ROBI GIGANTYCZNĄ ROŚLINĘ CO DEMOLUJE POŁOWĘ PRZYSTANI ELFÓW I TEN JEJ WRÓŻEK PRZEŁOŻONY JĄ OPIEPRZA JESZCZE OSTRZEJ ZA EKSPERYMENTOWANIE Z PYŁKIEM, ZABRANIA GO WIĘCEJ DOTYKAĆ I ROZKAZUJE ODEJŚĆ I…

(Chwila! Czy skazanie kogoś na banicje nie powinno być technicznie decyzją Królowej Clarion? Facet tylko nadzoruje wróżki pyłkowe, to raczej nie powinno być w jego mocy... A tak swoją drogą Clarion stoi w tej scenie kilka metrów od niego więc raczej powinna mieć tu coś do powiedzenia i… Dobra, nie ważne!)

WIĘC ROZKAZUJE JEJ ODEJŚĆ I DZWONECZEK I INNE WRÓŻKI STOJĄ I NIC NIE MÓWIĄ ZAMIAST SIĘ WSTAIWĆ ZA KOLEŻANKĄ, TYM BARDZIEJ, ŻE DZWONECZEK WIDZIAŁA CO TA ODKRYŁA, ALE JEDNAK MILCZĄ, A ZIRANA ZABIERA SWÓJ PYŁEK, ODCHODZI NA ZAWSZE I JEDNA ŁZA ŚCIEKA JEJ PO POLICZKU.. . A POTEM EKRAN ROBI SIĘ CZARNY I POJAWIA SIĘ NAPIS „ROK PÓŹNIEJ”.

HUH.... TO BYŁO NIECHARAKTERYSTYCZNIE DRAMATYCZNE I MOCNE JAK NA TĄ SERIĘ… NIE, SERIO. WPROWADZILI TĘ DZIECIĘCO-NIEWINNĄ, CHARYZMATYCZNĄ I SPRAGNIONĄ CZEGOŚ WIĘCEJ OD ŻYCIA POSTAĆ, A POTEM W JEDNEJ SCENIE ZGNIETLI JEJ MARZENIA I AMBICJE, WSZYSCY ODWRÓCILI SIĘ DO NIEJ PLECAMI I JESZCZE NIE JEST MILE WIDZIANA W KRAINIE KTÓRA JEST JEJ DOMEM!
TO JAK GENEZA ZŁOCZYŃCY Z BATMANA!

CIEKAWE CO TAKIE COŚ ROBI Z PSYCHIKĄ?
ZOBACZMY!!!


OK., WIĘC INNE WRÓŻKI ŚWIĘTUJĄ ŚWIĘTO... BO JA WIEM? ŻE MINOŁ ROK A ICH DECYZJA JESZCZE NIE UGRYZŁA JE W DUPĘ PETUNIĘ, ALE NIESPODZIEWANIE ZARINA POWRACA, TYLKO WYGLĄDA TERAZ JAK ANNE BONNY, MA MROCZNIEJSZĄ, NIENAWISTNĄ OSOBOWOŚĆ, PODPORZĄDKOWAŁA SOBIE ZAŁOGĘ PIRATÓW (W SENSIE LUDZI) I PRZEPROWADZA BARDZO PRECYZYJNY PLAN W KTÓRYM USYPIA WSZYSTKIE WRÓŻKI NA ZAWSZE (!!!), KRADNIE BŁĘKITNY PYŁ Z SEJFU I POSTANAWIA UŻYĆ GO DO MASOWEJ PRODUKCJI PYŁKU LATANIA BY WRAZ ZE SWOJĄ ZAŁOGĄ LATAJĄCYCH PIRATÓW ZGRABIĆ CAŁY ŚWIAT!!!! (MÓWIŁAM,ŻE JEST JAK CZARNY CHARAKTER Z BATMANA?) DZWONECZEK I JEJ KOLEŻANKI (KTÓRE JAK TO BYWA JAKO JEDYNE UNIKNĘŁY ZAŚNIĘCIA) PRÓBUJĄ JĄ POWSTRZYMAĆ ALE ZARINA TRAKTUJE JEJ PYŁKIEM SWOJEGO WYNALAZKU, DZIĘKI KTÓREMU TYM CZASOWO OBEZWŁADNIA JE I ZAMIENIA MOCAMI.
TAK WIĘC TERAZ DZWONECZEK MA MOCE WODY, MGIEŁKA (KTÓRA NIEWIADOMO CZEMU NAGLE JEST ROBIONA NA IDIOTKĘ ZESPOŁU) MA MOCE WIATRU, ISKIERKA KONTROLUJE ROŚLINY, RARITY RÓŻYCZKA PRZYCIĄGA DO SIEBIE ZWIERZĘTA, JELONKA MA MOCE ŚWIATŁA , A WIDJA JEST CYNKĄ...
 
EM… MOMENT! CZYLI WIDJA MA „MOCE” DZWONECZKA? ALE PIERWSZY FILM SPĘDZIŁ CAŁY SWÓJ CZAS EKRANOWY TŁUMACZĄC, ŻE DZWONECZEK NIE MA ŻADNYCH MOCY TYLKO UMIE "MCGIVEROWAĆ" RÓŻNE PRZEDMIOTY Z ŁUPINEK OD ORZECHA I ŚMIECI ZNALEZISK! I OK, NIECH, BĘDZIE! CZYLI TERAZ WIDJA NAGLE UMIE MAJSTERKOWAĆ? NIE, NIE TYLE MAJSTERKUJE, CO TRYSKA GENIALNYMI POMYSŁAMI… DOBRA, ALE SKORO W TAKIM RAZIE „MOCĄ” DZWONECZKA JEST JEJ NIENATURALNIE WYSOKIE IQ, TO SKORO JĄ STRACIŁA TO CZY TECHNICZNIE NIE POWINNA BYĆ TERAZ GŁUPSZA? NIE! WYDAJE SIĘ MIEĆ TEN SAM POZIOM INTELIGENCJI! FILM ZUPEŁNIE NIE PORUSZA TEGO TEMATU… ALE MOMENT!!! SKORO ZIELONY PYŁEK DAJE NADPRZYRODZONEJ INTELIGENCJI CZEMU ZARINA NIE UŻYJE GO NA SOBIE? ALBO DLACZEGO NIE DA SOBIE RÓŻNYCH MOCY? CZEMU TE FILMY BUDZĄ TYLE PYTAŃ?

A, MIEJSZA! WIĘC WSZYSTKIE WRÓŻKI ZOSTAŁY UŚPIONE POZA DZWONECZKIEM, JEJ BRYGADĄ I KLANKIEM - WIELKIM PRZYJACIELEM DZWONECZKA, KTÓRY JEST NAJWIĘKSZĄ I NAJSILNIEJSZĄ Z WSZYSTKICH WRÓŻEK, WIĘC DZWONECZEK MÓWI MU BY ZOSTAŁI PILNOWAŁ ŚPIĄCYCH WRÓŻEK! BO JAKI MA UŻYTEK W TEJ MISJI SIŁA FIZYCZNA? TYM BARDZIEJ, ŻE ZARINA NI Z GRUCHY, NI Z PIETRUCHY PREZENTUJE NADLUDZKĄWRÓŻKOWĄ KRZEPĘ (JEST W STANIE WALCZYĆ SWOIM TYCIM MIECZYKIEM NA SZABLE Z LUDŹMI, A W INNEJ SCENIE OD TAK CISKA DZIESIĘĆ RAZY WIĘKSZYM OD SIEBIE NOŻEM PRZEZ PÓŁ STATKU, CHOĆ WE WCZEŚNIEJSZYCH CZĘŚCIACH WRÓŻKI Z TRUDEM PODNOSIŁY LUDZKIE PRZEDMIOTY TYPU GRZEBIEŃ) ALE MNIEJSZA O LOGIKĘ, BO TEN FILM W PRZECIWIEŃSTWIE DO WCZEŚNIEJSZYCH NIE TYLKO MA DRAMATYCZNIEJSZĄ FABUŁĘ ALE MA TEŻ CAŁĄ MASĘ SCEN AKCJI!

I TO WIELE!!! I WRÓŻKI NAGLE UŻYWAJĄ SWOICH TALENTÓW W WALCE JAK SUPER MOCY! I SĄ NAGLE ODJECHANE I DZWONECZEK JAKO WODNA UMIE TWORZYĆ GIGANTYCZNE FALE, ISKIERKA JAKO ROŚLINNA SPRAWIAĆ, ŻE WODOROSTY WYSKAKUJĄ SPOD WODY I ŁAPIĄ PRZECIWNIKÓW NICZYM MACKI OŚMIRONICY, JELONKA UŻYWAĆ ŚWIATŁA BY PRZEPALAĆ LINY… JEJU! DAWNIEJ TE MOCE TO BYŁO TAKIE SŁODKO-POETYCKIE "OOOOO… TA UMIE SPRAWIAĆ BY KWIATKI SZYBCIEJ ROSŁY"! TU, TO JEST JAK „AVENGERSI” Z WRÓŻKAMI!

WIĘC - NIE SPOILERUJĄC ZA WIELE - RESZTA FILMU JEST O TYM, ŻE WRÓŻKI PRÓBUJĄ PRZECHYTRZYĆ I POKONAĆ ZAŁOGĘ ZARINY, W TYM JEJ PRAWĄ RĘKĘ JAMESA, KTÓRY JAKO JEDYNY PIRAT ROZUMIE JĘZYK WRÓŻEK (I KTÓRY PRZYPOMINA, ALE NAAAAA PEEEEEWNO NIE OKAŻE SIĘ KAPITANEM HAKIEM), JEST JEDEN GŁUPAWY NUMER MUZYCZNY, BARDZO ŚMIESZNY SŁODKI KROKODYL, KTÓRY BIERZE RÓŻYCZKĘ ZA SWOJĄ MAMĘ I NIGDY NIE ODKRYWAMY JAKA JEST „TAJEMNICA PIRATÓW” BO FILM W ORYGINALE MA TYTUŁ „THE PIRATE FAIRY”, A POLSKI TYTUŁ NIE MA SESNU!

PODSUMOWUJĄC „TAJEMNICA PIRATÓW” JEST NIE TYLKO NALEPSZYM Z CAŁEGO CYKLU, ALE GENERALNIE JEST BARDZO DOBRYM FILMEM O WRÓŻKACH! HUMOR JEST SUPER, SCENY AKCJI SĄ SUPER, WYKORZYSTANIE POSTACI JEST SUPER, MAMY WIELE, WIELE FAJNYCH ODWOŁAŃ DO „PIOTRUSIA PANA” I JEST COŚ CO SIĘ NAZYWA „CHARACTER DEVELOPMENT”!

DZIESIĘĆ MAGICZNYCH PYŁKÓW, NA DZIESIĘĆ!


ARRRRRRR!!!!! I TO WSZYSTKO NA DZISIAJ MOJE SZKORBUTNE MORSY! IDĘ ZATAŃCZYĆ NA SKRZYNI UMARLAKA!

CZEŚĆ!

BY. SUHS!

sobota, 16 sierpnia 2014

Lekcje komedii z Asteriksów : Jak śmieszyć wielokrotnie tym samym (tzw. lekcja running gag') Część 2.


Vis Comica!

Ostatnio przeanalizowałem na ile sposób może bawić jeden dowcip, a konkretnie Kakofoniks dostający łomot za artystystyczne aspiracje.

Uznałem tym razem rzucić na warsztat inny przewijający się przez serię gag, tym razem jeden taki który moim zdaniem był zwykle dosyć "chybił-trafił"  :
Wódz Asparanoiks spadający z tarczy!  Wbrew pozorom jest to być może najbliższe "Chaplinowskiej skórce od banana" ze wszystkich stałych gagów w serii.

Dla "Asteriksowych laików" to często główny motyw z którym jest kojarzona ta postać... i znów brzmi jak jeden co powinien być przestać być zabawny po pierwszym-drugim razie. Mam na myśli na ile można śmiać się z tego, że ktoś upadł?

Jak pisałem w ostatnim artykule Goscinny jednak zasługuje na spore uznanie :
Wódz porusza się na tarczy, zawsze jest na niej widziany. Aż prosi się by zrobić ten dowcip na dzień dobry. Tym czasem motyw pojawia się po raz pierwszy dopiero... w czternastym albumie, czyli gdy seria jak i postać istniała już dobrą dekadę.
Oczywiście tu i tam zrobił drobne dowcipy wykorzystujące środek transportu wodza, wystarczyć choćby rzucić okiem na unikatowy sposób w jaki uprawia jogging :

Jednak to nie było w jego stylu rzucić coś banalnego zanim miał na to faktycznie dobry pomysł.

I rzeczywiście, pierwsze wykorzystanie tego motywu jest moim zdaniem jedym z najzabawniejszych w serii :
Obojętnie czy jest to pierwszy raz, gdy widzimy motyw jest to zabawne. Jeśli zobaczylibyśmy jak tragarze podnoszą wodza wewnątrz chaty, wybiegają, a ten wali głową w ścianę nie miałoby to tego efektu. Śmieszy nas to, gdyż zwyczajnie zostaliśmy wzięci z zaskoczenia, nie widząc sytuacji bezpośrednio, a sam skutek. Działa to, gdyż już bardzo dobrze wiemy w jaki sposób porusza się Asparanoiks.

Tu puenta z kolei nie działałaby bez powyższej sceny, dzięki której wiemy, że Asparanoiks ledwie co powrócił na tarczę...
(Swoją drogą przepraszam, że jakość skanów jest daleka od idealnej jednak nie chodzi mi tu o jakąś prezentację piękna rysunków Uderzo tylko zilustrowanie analizy którą przeprowadzą)

Motyw powraca wielokrotnie w kolejnym albumie pt. "Niezgoda" :
Niby ten sam dowcip jednak jest jeszcze zabawniejszy. Niby prosty obraz ale współgra tu wiele elementów : Po pierwsze pomaga czasowanie - nie tylko nie widzimy bezpośrendio uderzenia, jednak na efekt humorystyczny wpływa tak naprawdę jak szybko przeszkoczyła akcja między komendą wodza, a puentą, którą jest nonszalancka (a co za tym idzie komicznie nie adekwatna do sytuacji) wypowiedź wodza. Dodatkowo widzimy wszystko z punktu widzenia tragarzy, któży odkryli stratę wodza dopiero po wejściu. Humor podbija też wyraz twarzy żony wodza. Jest na niego tak wściekła, że wisi jej, że właśnie zrobił sobie krzywdę i traktuje to jako coś zupełnie normalnego.

 Tu trochę mniej śmieszne, jednak ciągle robi swoje : Wódz jest zbyt wkurzony by pamiętać o tragarzach, a ci zbyt lojalni by nie wyoknać swojej pracy. Naturalnie jak w przypadku Kakofoniksa miejmy na uwadze, że między tymi gagami upływa zwykle sporo czasu ("stron") Mamy więc czas by zapomnieć o tym i efektownie łapie nas to z zaskoczenia.
 Gag powraca znów. Tym razem bawi nas dzięki reakcji wodza w ostatnim kadrze. Nie ma już sił być wkurzony i tylko wzdycha ile razy go może to jeszcze spotkać w tej samej historii.
Zobaczymy?
Widzicie? Humor już nie czerpie się z upadku co z jego degustacji głupotą podwładnych i ile to razy mogą popełnić tę samą wpadkę. W pewnym stopniu mam wrażenie, że wykorzystano w tym albumie prawie wszystkie możliwe wariacje na temat tego gagu.

W sumie zapomniałem o innym ważnym elemencie dzięki któremu to działa : godności. Asparanoiks ma jej wiele - to w końcu wódz osady, zresztą budwał sobie ją w naszych oczach przez 14 wcześniejszych albumów serii. Gdyby spotkało to jakiegoś "wioskowego głupka" albo żebraka nie byłoby to zabawne. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do upokorzeń co z tego, że spotkało go kolejne? Aspranoiks próbuje wyglądać godnie i budzić szacunek, ale przez zwykły pech mu to nie wychodzi. Zwróćcie też uwagę, że powody przez które spada są coraz bardziej dobijające. Zaczęło się na konkretnych komendach, teraz nie może nawet użyć określenia związanego z pochyleniem by nie "paść" ofiarą swoich nosicieli. Pomagają towarzyszące temu żarty słowne.
W kolejnym albumie ("Asteriks u Helwetów") Asparanoiks zwalnia tragarzy i zatrudnia Asteriksa z Obeliksem na ich miejsce. Akcja przenosi się na bardzo długo (7 stron!) w inne miejsce, dzięki czemu pochłonięci mającą tam miejsce intrygą zapominamy o nowej profesji naszych bohaterów.
Więc, gdy akcja wraca do osady i Panoramiks oznajmia :
BAM! Bierze nas to z nienacka! Świetny przykład żartu który został zasiany o wiele wcześniej.
W albumie "Podarunek Cezara" ciągłe upadki działają, gdyż za każdym razem są pokazane z innej strony. Tu widzimy wpierw efekt, a potem dowiadujemy się co miało miejsce. Niby proste wizualnie urozmaicenie jednak dzieki temu nie czujemy monotonii i żart jest ciągle zabawny.
Tu z kolei widzimy sytuację bezpośrednio z puntku widzneia jendego z tragarzy. Wódz zobojętniały na obrót spraw i mniejszy nosiciel któremu sytuacja także nie wydaje się robić różnicy podbijają dowcip. Warto też zwrócić uwage na kurę przy hełmie- detal który może łatwo umknąć - towarzyszy gagowi ilekroć pojawia się w albumie.
A tu perspektywa wyłącznie wodza - znów sytuacja bierze nas z zaskoczenia.
Ten przykład jest z solowego albumu Uderzo. Zjednej strony trzeba dać mu plusik, że spróbował zastosować jakąś wariację. W teorii to działa : Asparanoiks chce uniknąć ciągłych upokorzeń, znajduje więc alternatywę, niestety kończy się jak zawsze. Niestety wykonanie nie jest zbyt efektowne. Pomysł z wozem jest zwyczajnie dziwaczny, a wcześniejsze upadki pojawiały się jednak z nienacka. Tu uniknięcie spadania z tarczy jest głównym problemem więc z góry wiemy jak to sie skończy. Komentarze tragarzy i Dobrominy z kolei są nieco na siłę, jakby autor wiedział, że to średnio zabawne, więc dorzucił coś na wszelki wypadek by rozbawiło czytelnika jeśli sam gag nie wypali.
Tu niestety też nie działa to specjalnie. Po prostu po raz kolejny widzimy jak wódz spada i się wścieka.Samo w sobie przestało być to zabawne już dawno, brakuje pomysłu (choć narysowane dynamicznie mimo wszystko)
Tu gag z kolei działa słabo... Nie tylko widzieliśmy go w prawie identycznej wariacji w "Niezgodzie" ale jest też zbyt wymuszy. Kiedy ostatni raz słyszeliśmy określenie "pochylmy się nad jej zawartością"? Podobnie ma się sytuacja w animowanym "Asteriks kontra Cezar", gdzie tragarze puszczają tarczę bo wódz powiedział [odwołując się do Obeliksa] "Straci grunt pod nogami". Nie ma sensu by odebrali te zdanie jako komendę więc nie jest to śmieszne.
 A tu kolejna wariacja Uderzo która niestety okazuje się niewypałem. Nie ma powodu dla którego Asparanoisk spada z krzesła, upadek sam w sobie nie jest zabawny... całość wydaje się na siłę wrzucona w tę scenę. Komentarz, że wódz teraz umie "ośmieszać się samodzielnie" niestety wydaje się na siłę, gdyż w tym albumie nie spadł wcześniej z tarczy ani razu więc nie mamy odruchowego skojarzenia między sytuacjami.

W przeciwieństwie do relacji Kakofoniksa z Automatiksa, spadanie z tarczy Asparanoiska nie jest niestety żartem pozwalającym na szczególnie kreatywną ewolucję. Jednocześnie w odróżnieniu od śpiewu barda i temperamentu kowala, NIE JEST to nierozłącznym elementem osobowości Asparanoiska. To raptem jego atrybut. Twórcy nie muszą więc obowiązkowo wysilać się w każdym albumie by wymyślać nowe sposoby na opowiedzenie tego gagu, a nawet mieć całą historię, gdzie wódz gra główne skrzypce, a fani zbyt skupieni na charakterze za który go lubią, nawet nie spostrzegą, że czegoś brakuje. Autorzy zaś mogą spokojnie czekać, aż coś godnego uwagi strzeli im pewnego dnia samo do głowy...

Pozdrawiam
Maciej Kur

piątek, 15 sierpnia 2014

Lekcje komedii z Asteriksów : Jak śmieszyć wielokrotnie tym samym (tzw. lekcja running gag'u)

 
Vis Comica!
 
Słyszy się czasem, że żart powtórzony dwukrotnie nie jest już śmieszny.

To tylko połowiczna prawda. Przypomnijcie sobie ile komedii znacie które jesteście wstanie oglądać w nieskończoność i za każdym razem bawią was równie mocno. Śmieszy was, a przecież znacie już te żarty, często nawet na pamięć. Zwykle jest to zasługa postaci. Kochamy bohaterów i ich barwne osobowości więc chętnie podziwiamy ich pakujących się w te same zabawne sytuacje po raz enty.

Skupmy się jednak na samym gagu. To, że ktoś poślizgną się na skórce od banana może bawić raz. Czy możliwe jest by rozbawiło nas ponownie? Cóż, jeśli jest jakaś lekcja którą wyciągnąłem z nagminnego czytania za młodu albumów „Asteriks” to fakt, że… Owszem! Można powtarzać ten sam żart w nieskończoność i za każdym razem będzie zabawny.
 
Z tym przecież zresztą kojarzy się ta seria :
 
- Wódz ciągle spadający z tarczy,
- Ciągłe rybne bójki,
- Piraci ciągle tracący statek,
- Obeliks ciągle próbujący dostać łyk magicznego napoju,
- Ciągle skrępowany bard w czasie finałowej uczty
- ...i wiecznie poobijani legioniści żałujący podjęcia się służby wojskowej ("Zaciągnij się do armi mówili...")   
 
Co ważniejsze, nie tylko owe motywy pojawiają się obowiązkowo w każdym albumie (to zaneguję wkrótce ale pozostawmy to dla dobra argumentu), a jednak nie tylko bawią wszystkich za każdym razem ale fani są wręcz rozczarowani jeśli czegoś zabraknie.
 

Jak tego Goscinny dokonał? Trik wbrew pozorom całkiem prosty. To wszystko kwestia drobnej wariacji.

Przeanalizujmy to na być może najbanalniejszym przykładzie w całej serii – Bard Kakofoniks śpiewa i dostaje za to (zwykle od kowala Tenautomatiksa) po głowie...

Pytanie brzmi : Czy to samo w sobie takie znowu śmieszne? 

Cóż, zabawne ekspresje w rysunkach Uderzo pomagają, podobnie jak wzmianka Goscinnego, że kowal był przodkiem krytyków muzycznych co dodaje temu brutanemu aktowi ironicznego wydźwięku.

Pomaga też kontekst. Czytając wiemy, że śpiew Kakofoniksa jest absurdalnie okropny, zwykle budzą spusztoszenie wszystkich w około (jego imię tylko podbija ten dowcip).

Autorzy zresztą doszukiwali się kreatywnych sposobów by pokazać jak ciężkie dla innych są jego melodie.

Jest więc zrozumiałe czemu, gdy oświadczy, że podzieli się z innymi swoim talentem mieszkańcy reagują tak, a nie innaczej.
Inną kwestią jest upór postaci. Kakofoniks jest święcie przekonany, że jest geniuszem muzycznym i do znudzenia będzie dręczyć mieszkańców swoimi nowymi kompozycjami. Nie tylko nie daje sobie powiedzieć, że wyje, ale wyzywa przeciwników swego głosu od "Barbarzyńców" i "Prostaków". Wiemy więc, że sam się oto prosi...
 
Wszystko pięknie, pytanie jednak brzmi : Ile razy musimy zobaczyć barda dostającego manto by nam to obrzydło? Teoretycznie przecież powinno przestać nas to bawić po drugim, max. trzecim razie.

Oczywiście miejmy też na uwadze (zwłaszcza jeśli czyta to ktoś komu komiks jest kompletnie obcy), że motyw ten widzimy średnio raz na album, a nawet gdy pojawia się to kilka razy w jednej historii zachowane są spore odsępy czasu. Czytając Asteriksy chronologicznie czuć zresztą, że Goscinny powracał do "stałych dowcipów" tylko jeśli miał na nie faktycznie dobry pomysł i rzadko robił coś na siłę "by było". Odbiorca ma więc czas na odpoczynek, dostając po drodze tony innych żartów, wszelakiej rozmaitości przez co, gdy wracamy do bicia barda nie jest to takie znowu monotonne.

Nie mniej jednak po przeczytaniu kilku "Asteriksów" pod rząd mamy wręcz wkodowane w mózgu, że za każdym razem, gdy ma miejsce jakieś większe poruszenie w wiosce zjawi się Kakofoniks chcąc uczcić okazję swoją nową kompozycją. Wiemy, że to nastanie i jesteśmy na to gotowi!
I tak jest i tym razem kiedy to nagle...

Ładna wariacja grająca na naszych oczekiwaniach, która by nie był nawet w połowie zabawna jeśli nie bylibyśmy świadkami tego motywu wielokrotnie wcześniej. Jesteśmy wręcz wdzięczni za wszystkie razy gdy widzieliśmy jak bard dostaje w zęby nawet jeśli robiło się to już nużące.
 
Tu nie musimy już widzieć całej scenki by wiedzieć co miało miejsce. Twórcy też wiedzą, że wiemy dlatego "skrót" działa humorystycznie, tym bardziej umieszczony gdzieś w oddali. Ot, rutyna...
A tu z kolei nawet nie musimy widzieć sytuacji bezpośrednio. 
I znów ciekawa wariacja. Zbędna jest już wzmianka o śpiewaniu, gdyż dowcip nabrał innej warstwy i przestaje być tylko o kwestionowaniu muzycznego talentu barda. "Dostawanie w gębę" zaczyna go prześladować przy każdej okazji i bawi nas, że nawet jak dla odmiany nic nie robi i tak spotyka go maltretowanie.
Naturalnie nie można też jechać wyłącznie na wariacjach. Od czasu do czasu trzeba czytelnikowi owy motyw przypomnieć by utrwalił się w kontekście. Można to załatwić dyskretnie. Wystarczy jedno spojrzenie od stojącego w tłumie kowala i wiemy o co chodzi. Jednocześnie żart dostaje tu kolejnej warstwy : Tenautomatiks jest już obsesyjny na punkcie Kakofoniksa. Gag staje się cześcią jego osobowości. 
Oczywiście przypomnienie bywa też mniej subtelne :
Lub jak w przypadku poniżej : Zrobiony tak jak zawsze, jednak urozmaicony sprytnym żartem słownym. Nie bawi nas samo uderzenie, a to co temu towarzyszy.

 (mniejsza o kontekst czemu Tenautomatiks drapie się nogą za uchem... długa historia)
Tu z kolei staje się to częścią innego żartu przewijającego się przez album ("Asteriks w Hiszpani"), gdzie ryba Achigeniksa wędruje od właściciela od właściciela...

Widzicie o czym mówiłem? 
On just jest zaprogramowany, że tłuczenie barda stało się tradycją, a tradycję trzeba szanować. Bawi nas ironia, że co by Kakofoniks nie robił nie może umknąć przeznaczeniu. To jak grecka tragedia.

Motyw towarzyszy ilekroć widzimy tych dwóch razem tylko w różnych wariacjach. Ewoluował stając się częścią ich codzienności i relacji... I to relacji przez duże "R" gdyż, gdy w jednym albumie Kakofoniks wyrusza z Asteriksem i Obeliksem na wyprawę...


 Lub gdy innym razem urażony postanawia opuścić osadę...
Piękne ironiczne odwrócenie ról jednocześnie pokazujące Tenatuomatiksa z zupełnie nowej strony, "uczłowieczając" jego postać. Gdyby miałoby to miejsce, gdy widzimy ich po raz trzeci czy czwarty byłoby to co najwyżej zabawne. Tu ma to miejsce w albumie 29 dzięki czemu jest to nie tylko efektowniejsze i śmieszniejsze, ale niezwykle satysfakcjonujące.
Widzicie? Jak w grę nie wchodzi granie można się nawet doszukać przyjaźni między tą dwójką, poprostu tak już przywykli do "rutyny", że stała się dla nich normaką.

Jednocześnie żart żyje własnym życiem i nie potrzebując nawet obecności Tenautomatiksa czy Kakofoniksa by spełnić swoją misję. Wystarczy samo skojarzenie :


Jak więc widzicie można opowiadać ten sam żart bez końca. Sztuka polega na tym by za każdym razem opowiedzieć go od innej strony, odpowiednio urozmaicić bądź wykorzystać fakt, że dobrze już jest odbiorcy znany by zaskoczyć go znienacka dodając coś nowego do kotła. Naturalnie inny ważny składnik o którym napomniałem to pamiętać by dać od gagu odpocząć i pozwolić zatęsknić za nim. Czasami wystarczy nieco pogłówkować i dowcip nabierze własnego życia...

....albo stanie się częścią "serdecznej przyjaźni" ;)


                                                      


Pozdrawiam
Maciej Kur