sobota, 3 stycznia 2015

ANGRY VIDEO GAME NERD THE MOVIE - Recenzja!


Zacznę od faktu, iż piszę tu jako ktoś kto lubi Jamesa Rolfe - znanego lepiej jako Angry Video Game Nerd - internetowy recenzent kiepskich gier z przeszłości.  Nie porwał mnie co prawda nigdy tak jak powiedzmy Nostalgia Critic czy Cinema Snob i prawdę mówiąc preferuję jego"show" w małych dawkach ale miał swój urok. Z innych projektów Rolfe pamiętam, że bawiłem się dobrze przy pseudo-horrorowym filmiku w którym atakuje go nawiedzony zabawkowy telefon i lubię słuchać jego serii "Monster Movie Madness" gdzie recenzuje różne klasyczne horrory. Seria o Godzillii definitywnie podziałała mi na nostalgię.... *Chlip!*


Patrząc w retrospektywie uświadamam sobie, że cały przyjemny klimacik jego filmków tkwiła w ich wykonaniu. Było to krótkie, efekty specjalne wykonane "domowymi środkami" z własnej kieszeni, no i widać, że było to robione bardziej dla niego samego... być może gdyby James zrobił film właśnie tymi metodami i zachował urok kompletnie amatorskiej zabawy osłabiłoby to żenujący efekt, gdyż seans kinowej wersji Angry Video Game Nerda był po prostu bolesny!


Dla niewtajemniczonych projekt kinówki Angry Video Game Nerda został kompletnie sfinansowany z Kickstartera (czy jakiegoś innego klona) czyli innymi słowy z dotacji od fanów. Miał więc profesjonalny sprzęt, aktorów i efekty specjalne (na poziomie TV filmu z FoxKids ale jendak) Wszystko pięknie tylko niestety to, że ktoś umie robić zabawne filmiki na yout-tubie nie znaczy, że jest gotów robić pełnemetraże, to, że ktoś jest recenzentem nie znaczy, że potrafi pisać scenariusze filmowe, a już na pewno, to, że ktoś umie robić śmieszne miny, nie znaczy jest profesjonalnym komikiem bądź aktorem. Te oto prawdy są jedyną lekcją z filmu Rolfe'a..


Zacznijmy od scenariusza... Jest przedewszystki nudny jak diabli! Całość trwa DWIE GODZINY (sic!) i niestety nie przekłada się to obszerność i rozmaitość fabuły. To coś co widziałem w "Simpsonach" czy "South Parku" opowiedziane w 20 minut, rozciągnięte na chama, przez co poszczególne sceny ciągną się niemiłosiernie długo. Co gorsze sceny dialogowe zwyczajnie nie są zabawne. Tu i tam pojawiają się zabawne pomysły (generał któremu odrywa rękę, a mimo to chodzi z wielką ropiejącą raną jakby nigdy nic) jedak jakby je skleić może mielibyśmy czterominutowy filmik. Słowem - za mało dobrego, a to co jest tonie w oceanie wtórności.

Przejdźmy jednak do głównego problemu czyli do postaci samego Nerda...

Ta postać działa w kilku kilkominutowyn skeczu, bo nie mamy czasu się jakoś nad nim dogłębiej zastanowić. Ot jakiś zabawny recenzent co piłuje mordę na monitor i w da się nagle w bójkę z postacią która nagle wyskoczy z ekranu lub coś w tę jotę... Ot tyle! Niestety, jako bohater nie tylko nie jest wstanie  udźwignąć całego filmu ale jako protagonista wypada zwyczajnie niesympatycznie. Cały czas bluzga, krzywi nosa i ogółem sprawia wrażenie mało socjalnego palanta, a o tyle utrudnia to seans, gdyż jego postaci towarzyszy nieprzyjemna pretensjonalnośc. Co mam na myśli? Otóż fabuła filmu jest zwyczajnie o tym jak "ubóstwiany przez CAŁY internet" jest Angry Vidego Game Nerd, do tego stopnia, że firmy chcą celowo wypuścić złe gry, bo jak je zrecenzuje automatycznie jego fani rzucą się je kupić (eee...?)


Z odpowiednią dawką auto-ironi i przerysowania mogło to by być całkiem zabawne i przypuszczam, że taki był zamiar.... Niestety, Rolfe na dzień dobry zabija jakikolwiek efekt waląc montaż autentycznych nagrań na you-tubie zachwalających go fanów. Ciągłe podkreślanie jak kultowo wielbiony jest przez fanów i jak wszystkich bez wyjątku bawią jego tekściki niestety wygląda bardziej jakby James de facto tak to widział. W rezultacie człowiek czuje się jakby obejrzał dwie godziny kogoś klepiącego się po plecach jaki to jest popularny...To trochę jak oglądanie fantazji małego chłopca, który wciela się w super bohatera, który jest "czadowy" i to jego jedyna cecna. Fajnie, bo to dziecięca fantazja... tylko jednak, gdy dorosły mężczyzna robi taki film o sobie wychodzi na zakompleksionego.


Ciężko cokolwiek mówić o reszcie postaci bo jest zwyczajnie nijaka (ot, zlepek klisz bez pomysłu na urozmaicenie) To samo mogę powiedzieć o morale, który jest zbyt błahy by potrzebować dwóch godzin na opowiedzenie, zresztą najbardziej boli, gdy film próbuje udawać, że jest satyryczny, choć ewidentnie nie ma nic do powiedzenia. Nie oszukujmy się - cała fabuła to po prostu seria "bitów", które muszą być bo "zawsze są w filmach" niż de facto przemyślane pomysły.


Czuję się nieco okłamany przez Douga Walkera (Nostalgia Critica) który swego czasu umieścił recenzję, w której zapewnił, ze w pełnej obiektywności uważa, iż jest dobry i skupił się na wymienianiu samych zalet. Z drugiej czy można mieć do niego 100% pretensję? Ostatecznie nie tylko Rolfe to jego dobry przyjaciel ale sam Doug ma 5 sekundowe cameo gdzieś w ostatniej ćwiartce także nie wyobrażam sobie, że wyszedłby i powiedział, że jest to odwalona szmira, nawet gdyby szczerze tak myślał.


Gdyby była to jakaś anonimowa produkcja nawet nie zadałbym sobie trudu mówiąc cokolwiek o tym nudnym zlepku średnich geekowskich odwołań i wymuszonych wulgaryzmów. Tu niestety boli, gdyż po pierwsze przykro zobaczyć kogoś utalentowanego, kto pozwolił by jego zadufanie zdominowało największy owoc jego kariery, a po drugie.... CAŁOŚĆ POWSTAŁA Z PIENIĘDZY FANÓW! To naprawdę okropne wziąść od ludzi pieniądze i zamiast skupić się by dać im coś wartego ich wsparcia, autor postanowił udać się w kompletnie narcystyczną podróż, uważając, że najlepszym okazaniem wdzięczności będzie podkreślenie jak bardzo go muszą kochać.


"Angry Vidego Game Nerd The Movie" trzeba traktować tylko i wyłącznie jako przestrogę : Są projekty na Kickstarterze warte wspierania (gdy np. wychodzą od profesjonalistów z dorobkiem) i są ludzie o zbyt wielkim mniemaniu o sobie co zwyczajnie nie wiedzą co robią...



1/10...  
(może "2-3/10" bo jednak jakiś tam wysiłek musieli w to włożyć, przy czym mówię wyłącznie o stronie technicznej bo ani trochę trudu nie zostało włożone w scenariusz)

Pozdrawiam
~Maciej Kur

P.S.
Teraz się boję bo Linkara też film robi... uch... Brrr...