Ale film se znalazłem by zabrać moją mamę do kina na dzień matki... ALE FILM SE
ZNALAZŁEM BY ZABRAĆ MOJĄ MAMĘ DO KINA NA DZIEŃ MATKI...
I nie piszę tego dla tego, że film był zły. Przeciwnie – wreszcie film o którym
mogę spokojnie powiedzieć nie „No, jak
na Polskie kino to było dobre” tylko po prostu „To było dobre...” (Większość
czasu ale jednak) Po prostu bawi mnie ta ironia biorąc pod uwagę o czym jest
ten film...
Nim ktoś przerwie w połowie czytania tej recenzji - Tak, jeśli mamy nazywać rzeczy po imieniu, to tak... Ten film to „łzawy
melodramat”. Po prostu to DOBRZE ZROBIONY łzawy melodramat tu mający ten jeden
atut, iż zwyczajnie zgadzam się z nim ideologicznie.
Jaka to ideologia? Cóż, wyobraź sobie taki scenariusz :
Jesteś dorosłą, albo prawie dorosłą osobą. Masz rodziców. Jest ci z nimi dobrze...
Nie zawsze idealnie, ale nie ma patologii, macie wspólny język, dogadujecie,
kochasz ich. Teraz wyobraź sobie, że nagle odkrywasz, że byłeś podmieniony przy
porodzie, adoptowany albo coś co czyni ich twoimi NIE-biologicznymi rodzicami.
JEŚLI twoją reakcją jest „Oh, musze odnaleźć moich PRAWDZIWYCH rodziców i ich
poznać” albo lepiej, spotykasz ich wreszcie i uważasz, że teraz powinieneś
spędzać z nimi jak najwięcej czasu by i ich lepiej poznać czy zżyć się z nimi
za te wszystkie lata kiedy ich nie było.... JEŚLI nagle uważasz, że ci ludzie których nie znałeś przez całe swoje życie są na równi z rodziną która cię wyhcoała...
Jeśli postanawiasz zrobić z tą informacją coś innego niż "Nic"...
Jesteś bezmyślny, niewdzięcznym i samolubnym człowiekiem. Bo po co? Tych ludzi nie było przez całe twoje życie, więc PO CO
masz teraz nagle na siłę próbować znaleźć z nimi więź której nigdy nie było? Jedno spotkanie dla zaspokajenia ciekawości? Jasne, ale NIE próba stworzenia stałej relacji! Nie
tylko zniszczyć w ten sposób sobie życie ale i innym (obcym!!!) ludziom. Geny
nie gwarantują miłości!!!!
Może i brzmię tu surowo - i tak serio mówiąc, przepraszam jeśli kogoś powyższym szczerze uraziłem - ale mdli mnie jak widzę kolejną opowieść o kimś kto
odkrył, że jego rodzice nie są jego biologicznymi rodzicami i nagle ma potrzebę
spotkać się z tymi prawdziwymi... Większego
noża w serce ludziom którzy cię wychowali nie mogę sobie wyobrazić i jest w tym
coś zwyczajnie upiornie pustego...
Twórcy „Oszukanych” ewidentnie popierają
te nastawienie (no prawie...) gdyż film krok po kroku demonstruje czemu chęć
związania się ze swoimi biologicznymi rodziców po całym szczęśliwym życiu spędzonym
z przybranymi jest... No cóż... Egoistyczna i głupia. Tu oczywiście mamy
sytuację trochę naciągniętą – młoda baletnica Natalia (Karolina Chapko) poznaje
na imprezie Magdę (Paulina Chapko), dziewczynę która wygląda identycznie jak
Ona, „zakumplowywują się” i wkrótce okazuje się, że są siostrami-bliźniaczkami.
Natalia przez pomyłkę została zamieniona przy porodzie z prawdziwą córką swojej
matki Anetą (Sylwią Broń) która spędziła życie z jej biologiczną siostrą. Aneta
prezentuje słuszną postawę, gdyż chęć poznania prawdziwej matki jest jej
obojętna, jednak Natalia na siłę próbuje się wkręcić w swoją biologiczną
rodzinę...
Historia na każdym kroku ciska czymś mocnym emocjonalnie ale jest to
opowiedziane w sposób dzięki któremu ogląda się niezwykle dobrze.
Tak, są tu ze dwa tanie chwyty, uproszczenia fabularne i naciągnięcia...
Tak dialogi między Natalią i jej przyjaciółmi są ewidentnie pisane przez osoby
które nie mają zielonego pojęcia jak rozmawiają młodzi ludzie...
I tak aktorka grająca Natalię wydaje się mieć ten sam wyraz twarzy przez lwią
część filmu i nie mam bladego pojęcia czy to miało być zamierzone ale
rozpraszało mnie to nieco...
Ale autentycznie nie wadziło mi to. Opowieść dobra, budząca silne emocję, uniwersalna
(nic nachalnie Polskiego, równie dobrze mogłoby się to dziać w każdym innym
państwie w Europie czy Ameryce) i co tu wiele mówić świetnie sfilmowana. Gradobicie
dramatycznymi scenami które następuje w pewnym momencie wydało mi się
kompletnie na miejscu i wyszło efektownie, zwłaszcza to jak bolesne staje się
nagłe zerwane więzi między Natalią i jej matką. Być może uradowało by mnie gdyby film nieco
bardziej podkreślił, drugą stronę monety. Matka Natalii, Anna (Katarzyna
Herman) próbuje spotykać się ze swoją
biologiczną córką i film nie robi równie dobrej roboty w wytknięciu czemu to
równie fatalny pomysł.
Być może nazwałbym „Oszukanymi”
jednym z najlepszych Polskich filmów jakie widziałem w ostatnich latach (choć
przyznaję, że nie oglądam ich tak wiele gdyż zwykłe są, no cóż, kiepskie)
Niestety! Są DWA wielkie problemy które obniżają moją ocenę...
Pierwszy – Na siłę wetknięty wątek miłosny! Tak! Najwyraźniej dramat dwóch
rodzin to za mało! Uznali, że powinni wstawić we wszystko przystojnego chłopaka
Magdy który zacznie ją zdradzać z Natalią... A po cholerę? Kapuję! Fabuła
wymagała by się nagle poróżniły, ale to wydało mi się tak Hollywoodzko
wymuszone, o tyle, że postać chłopaka jest zwyczajnie symboliczna, jak nie
scenariuszowo-odwalona. Gdyby po wyjściu z kina ktoś poprosiłbym bym powiedział
kilka zdań o osobowości każdej postaci zrobiłbym to z łatwością, po czym zaciąłbym
się na jego osobie. Nawet nie pamiętam
jakie miał imię. Był chłopakiem... to wszystko. I nie. Nie robię tu wielkiego
halo z drobnostki. Jego osoba – podoba mi się to czy nie - gra jednak spore
skrzypce w opowieści, więc dziwne jest, że jego rola została obdarzona taką
nijakością.
Ale to nie powód dla którego mam problem z wymuszonym romansidłem, a taki, że
zabiera uwagę od pewnego istotniejszego
wątku w tym filmie. Relacji Magdy z Anetą. Ta pierwsza dowiaduje się, że ta
druga nie jest jej siostrą i kompletnie angażuje się w swoją „prawdziwą”
siostrę Natalię. To naprawdę ciekawy wątek który można byłoby rozegrać równie
mocno co ból Anny, że jej córka woli swoją „nową rodzinę”...
Ale nie! Poza paroma wstawkami relacja Magda/Anetą jest w filmie potraktowana
po macoszemu. Nie ma między nimi ani jednej dłuższej rozmowy. Nie wiem jak
bardzo były z sobą zżyte nim w ich życiu pojawiła się Natalia. To strasznie
ważny element układanki, bez którego cały wątek Anety przeżywającej, że ktoś obcy
„wprosił się w jej życie” nie jest tak mocne jak powinien. W rezultacie
wychodzi na to, że Magda ma w dupie Anetę, aż Natalia kradnie jej chłopaka i
nagle Anetka staje się kochaną siostrzyczką. Niezbyt wzruszające i nie sądzę by
to było intencją twórców...
Drugi problem – i to trochę dziwny zarzut ale – poza jedną krotką sceną w
której rozpłakana Anna przychodzi do szpitala, kompletnie nie mamy poruszonego
faktu, że... No, cóż... Szpital powinien ponieść odpowiedzialność za swoje
czyny. Przecież za taki numer jak
podmianka dzieci ktoś tu powinien zapłacić bajońsko duże odszkodowanie! Nie mówię,
że ludzie powinni za wszystko pozywać ale fakt, że film nawet nie próbuje tego
napomnieć zostawia spory niedosyt jeśli o stronę sprawiedliwości idzie. I tu
nie mówię w sensie – „O, stało się coś złego i nie ma jak za to kogoś ukarać”,
co „film nawet nie próbuje wytknąć oczywistego”. Co innego jak masz opowieść
gdzie ktoś potrącił kogoś samochodem i uszło mu to na sucho, a co innego jak
ktoś potrącił kogoś samochodem i choć każdy wie gdzie mieszka i kim kierowca jego
czyn zostaje kompletnie zignorowany. Znów – spore niedopatrzenie ze strony
filmowców...
Odkładając te dwa spore problemy w fabule na bok, „Oszukane” są warte przynajmniej jednego uczciwego seansu. To
opowieść mocna, łapiąca za serce ale też nie przymulająca przesadnie dołującymi
wstawkami, a do tego z rewelacyjnie grającą obsadą. Czy jest na faktach, nie wiem
ale jest mi to nieco obojętne. Więcej takich filmów w Polskim kinie i być może dojdziemy
wreszcie do czegoś...
~Pozdrawiam
Maciek Kur
poniedziałek, 27 maja 2013
sobota, 25 maja 2013
Mickey tricks Pete!!!! (a fan fiction story)
piątek, 24 maja 2013
Asteriks i Piktowie (Astérix chez les Pictes)
Naturalnie jako hiper-fan byłem sceptyczny. Pomysł, że Uderzo wybrał sobie następców by kontynuowali serię wprawił mnie o klepnięcie w czoło i przekręcenie oczu... Europejskie serie komiksowe to zupełnie inna bajka niż Amerykańskie w tym sensie, że oile np. taki Batman miał przez lata setki różnych rysowników i scenarzystów, Asteriks przez całą swoją egzystencję miał tylko dwóch autorów - tego co pisał i tego co rysował... Później oczywiście (po tragicznej śmierci Goscinnego) już tylko jednego który i pisał i rysował, aż - po 50 latach działalności - udał się na zasłużony wypoczynek.
Czemu więc seria nie mogła pozostać zamknięta?
W przypadku "Tintina" według życzenia autora nikt po jego śmierci nie kontynuował serii... i co? Ciągle jest jednym z najlepiej sprzedających się komiksów na świecie! Nie wiem jak to określić ale jest zwyczajnie pewien urok do serii która jest jasno rozpoczęta i zakończona, a nie ciągnie się przez mnogie spin-offy i warjacje. W jakimś stopniu wydaje się dzieki temu bardziej "czysta" i wyjątkowa.
Z drugiej strony... Nie ukrywam, że jestem po części ciekawy jak im to wyjdzie... w sumie z tego samego powodu. Wszyscy znamy świat Asteriksa ale nie widzieliśmy go nigdy w rękach innych autorów, chyba, że mowa o filmach (choć te i tak były zawsze adaptacjami, nawet jeśli zmieniono to i owo)
Przynajmniej wybór był z głową - Didier Conrad (rysownik) przez lata był asystentem Uderzo i jego styl i kreska są praktycznie identyczne, zaś Jean-Yves Ferii to scenarzysta mający już spory dorobek i nazwisko (znany co prawda głównie we Francji ale jednak) Z takim zestawieniem odnoszę wrażenie, że nie ma obawy, że komiks będzie żenujący pod względem jakości, a ostatecznie nowi "twórcy" nie spędzą przecież całej kariery odcinając kupony od Uderzo. Jeśli potraktują to jako "hodł mistrzowi" zapewne będzie jak z nowymi Lucky Luke po śmierci Morrisa, gdzie Pan następca zakończył swoją działalność na jakichś 3 albumach po czym pozostawił serię udając się w stronę zachodzącego słońca by zająć się własnymi pomysłami i bohaterami.... Ostatecznie jaki autor chciałby spędzić całą karierę ciągnąc czyjś inny dorobek zamiast rozwinąć skrzydła i zabłysnąć jakimiś swoimi tworami.
Nie mam za tem tak wielkiego problemu jak obawiałem się na początku. Jak tytuł wskazuje Asteriks ma się udać więc do Piktów a zatem do ówczensej Szkocji. Z jednej strony - Ekstra - jest w tym coś "old schoolowego", z drugiej strony odnoszę wrażenie, że szkocja jest nieco ogranym krajem jeśli o humor idzie. Już widzę serię żartów o haggis, kobzach, "panach w sukienkach", kobzach, zawodach szkockich, kobzach... mam obawę, że będzie im ciężko zaskoczyć jakimś świeżym żartem w tym rejonie, ale zobaczymy! Jeśli uda im się przemycić ze dwa żarty satyryczne które wezmą mnie z zaskoczenia będę w pełni usatysfakcjonowany.
Ostatecznie państw których Asteiks i Obeliks jest w sumie już mało – z tych które miałyby rację bytu w realiach roku 50 przed Chrystusem ma się rozumieć...
Ale chwila? A co byście powiedzieli na album „ASTERIKS U SŁOWIAN”?
Cóż, kliknijcie powyższy tytuł i miłej lektury ;)
Pozdrawiam
Maciek Kur
Asteriks u Słowian!
~Przedmowa~
***
(Uwaga! Potencjalne ortografy!)
***
(Uwaga! Potencjalne ortografy!)
Jest rok 50 p.n.e. a Asteriks z
Obeliksem zwiedzili już kawał antycznego świata! Byli w Egipcie, w Brytanii,
Grecji... praktycznie wszędzie. Wszędzie? NIE! Jedna jedyna Polska nie
pozostała przez nich odwiedzona! A
co? Nie wystarczająco dobrzy dla nich jesteśmy? Tak? To do takiej Belgii czy
Hiszpanii Galowie pojechać sobie mogą i wykpić w satyryczny sposób miejscową
kulturę, a u nas już nie!? Bulwersujące!!! Do diaska, w albumie „Galera Obeliksa” nawet na Atlantydę trafiają
bo Uderzo się rzekomo pomysły na kraje które jego bohaterowie mają zwiedzić
skończyły! To tak jakby autor z pogardą szydził nam w twarz „prędzej poślę ich
na wyspę gdzie krowy latają niż dam by ich noga postała na Polskiej ziemi”
(tak, nie trzeba być druidem by wyłapać podtekst w tym komiksie) W ostatnim
albumie z kolei na kosmitów natrafiają... a nie fajniej by było jakby natrafili
na jakiegoś Polaka? Mh? MH!?
Nie! NIE! Nie będę się dłużej na obrót
spraw godzić, na Teutatesa! By udowodnić wam jak wielkim chybieniem ze strony
autorów było nie posłanie Asteriksów w nasze strony prezentuję wam wyobrażenie
jak taka przygoda mogłaby wyglądać!
Usiądźcie więc wygodnie, weźcie kilka dzików na przekąskę i niech ktoś zaknebluje barda nim ten zacznie śpiewać! Oto przed wami...
Usiądźcie więc wygodnie, weźcie kilka dzików na przekąskę i niech ktoś zaknebluje barda nim ten zacznie śpiewać! Oto przed wami...
Nasza opowieść zaczyna się w lesie,
gdzie polowanie Asteriksa i Obeliksa zostaje przerwane przez atak Germańskich
wojowników. Bohaterowie naturalne spuszczają im łomot lecz jak niebawem
odkrywają ów Goci nie są żądnymi podbojów barbarzyńcami, a żądni wrażeń turystammi.
Niestety spotkanie z Galami nie było jednak motywowane zakosztowania głównej z
okolicznych atrakcji (gdyby tak było wzięliby turnus w lokalnych obozach
warownych, tam legioniści mają to 24godzinny na dobę) Naszli ich bo jak
twierdzą nasi bohaterowie są im wini pieniądze. Asteriks z Obeliksem długo słuchają
zdezorientowani wyzwisk i wzmianek typu „nie
zmylicie nas tym, że zapuściliście wąsy”, aż niebawem wszystko robi się
jasne!
Jak się okazuje ów Goci brali swego
czasu udział w inwazji na ziemię Słowiańską (która nawiasem mówiąc okazała się
takim niewypałem, że przyrzekli sobie „nie powtórzyć tego nigdy więcej”) i tam
grupka wojowników została pewnego wieczoru okantowana przez dwóch – do
złudzenia przypominających Asteriksa i Obeliksa jegomości. Goci widzieli także
jak plama atramentu zamienia się w małpę i jeża na deskorolce ale byli tak
zalani, że wszystko wydarzyć się mogło. Nas bohaterowie
początkowo postanawiają olać całą sprawę, jednak niebawem napływa coraz więcej
i więcej skarg od różnych ludzi którzy padli ofiarą dwóch złowieszczych klonów. Ostatecznie dochodzą do wniosku, że nikt nie będzie psuł im ich image
(i to jako dodatkową zniewagę bez wąsów) i postanawiają coś z tym zrobić. Asteriks dostaje tykwę z magicznym
wywarem od druida Panoramiksa, Obeliks bierze największy i najcięższy menhir ze
swojego kamieniołomu, Kakofoniks dostaje po głowie bo chce zaśpiewać pieśń
pożegnalną i wraz z Idefiksem nasi bohaterowie udają do kraju Słowian „zasadzić
chamom kopniaka”!
Początkowo nikt nie wie jak
trafić do Słowian, nawet napotkane Rzymskie patrole, gdyż Cezar nas nie podbił bo... Bo co? Nie wystarczająco dobrzy dla niego
jesteśmy? Tak? To do takiej Belgii czy Hiszpanii... zresztą jedna burda na
raz. Na szczęście okazuje się, że piraci regularnie płynną swoim statkiem na
targi Słowiańskie gdzie handlują płytami (takimi do podłogi w łazience ma się
rozumieć) więc bohaterowie zabierają się z nimi do słowiańskiego portu!
Niestety sprawa się szybko
komplikuje, gdyż u Słowian zaczęło się właśnie „Euro 50 p.n.e.” a co za tym idzie wszystkie drogi są jeszcze nie
skończone co utrudnia komunikację. Obeliksowi rzecz jasna to nie wadzi bo
rozmiłował się w lokalnym bigosie który wchłania na wszystkich lokalnych
stacjach hektolitrami, a jak Asteriks spostrzega z miejscowymi trzeba ostrożnie
bo całymi kuflami wchłaniają jakiś magiczny wywar sprowadzany z Rosji („Czyżby
ten co go Panoramiks kiedyś przestrzegał, że ma jakąś większą moc od tego który
sam sporządza?”)
Naturalnie „bo to Asteriks” bohaterowie
doszukują się jakimi to zabawnymi końcówkami charakteryzują się imiona
miejscowych (wiecie, Egipcjanie „Is”, Rzymianie „Us”, Wikingowie „Af” czy z tam
„Son”) Po długim wypytywaniu tubylców o opinie o ich sąsiadach w celu poznania
imion tutejszych odkrywają, że „Jegomać” jest bez dwóch zdań tutejszą cechą
charakterystyczną jeśli o zakończenia imion idzie. Miejscowi okazują się
zresztą całkiem sympatyczni (to jest gdy już nie narzekają, że wszyscy
narzekają, na to jak to cały kraj Słowian narzeka, na narzekaństwo miejscowych)
jednak Asteriks z Obeliksem do końca postanawiają pozostać uprzedzeni w obawie
o ksenofobie, której jak to Galowie nie trawią ponad wszystko.
Ponieważ
droga do osady dwóch uzurpatorów jeszcze daleka Asteriks postanawia
zorganizować jakiś darmowy transport. Widząc powóz przewożący rannych do
szpitala w pożądanej mieścinie wpada na pomysł by udawali poszkodowanych. Niestety, realizuje swój plan zbyt spontanicznie i Obeliks nie wyłapuje, że jego przyjaciel kłamie...
– Widzi Pan woźnica, baaardzo boli nas w
krzyżu...
– Naprawdę? Bo mnie tylko ssie w
żołądku...
– Nie! Boli-nas-w-krzyżu...
– Tak? Bo mi się wydaje...
– JA
CI MÓWIĘ, ŻE TAK! MAMY PROBLEM Z KRZYŻEM!!!
– Widać, że swoi, ciągle mają spory na
temat krzyża...
Ostatecznie zabrani powozem bohaterowie
mijają plac budowy "Świątyni Opaczności" (planowane otwarcie "JUŻ za
rok"), wpadają na karykatury Lecha Wałęsy i Adama Małysza (bo innych znanych
Polaków nie ma), spotykają pielgrzymkę Słomkowo-kapeluszowych Babć ("Moherowe berety" nie były jeszcze zanne) i w hołdzie największemu dorobku kulturalnemu potomków
tutejszych pada gdzieś zdanie „Wercyngetoryks
była kobietą”. Być może rozgromili by jakąś blokującą drogę, groteskowo-obsceniczną
gej-paradę, jednak ze względu na czułość i poprawność polityczną pamiętamy
dobrze, że są tacy co upierają się, że homoseksualizm to współczesny wymysł
więc nie chcąc zranić ich uczuć postanawiamy pominąć ten ewentualny anachronizm
i podróż przebiega nudnie i bez żadnej przygody!
Tak czy siak Galowie docierają do
siedziby Słowiańskich uzurpatorów, których gród obchodzi cotygodniową żałobę
narodową, tym razem ponieważ kasztelan Mirmiłjegomać spadł z krzesła ["Ale głupi ci Słowianie!"]. Niestety obecność Asteriksa i
Obeliksa zostaje wykablowana zadufanym rywalom, a ci w swojej przebiegłości
postanawiają złapać Galów w pułapkę. Zwabiają ich do lokalnego klubu gdzie postanawiają osłabić bohaterów pozbawiając ich słuchu puszczając im Słowiański
Hip-Hop (brrrr...), a następnie posiekać „na plasterki”. Na szczęście
Asteriks i Obeliks okazują się być uodpornieni dzięki śpiewowi barda
Kakofoniksa, jednak nim mają okazję dać wrogom biecane manto, okazuje się, że
ci mają jeszcze jednego asa w rękawie. Otóż puścili po okolicy gołębie pocztowe
z fałszywą informacją, że reprezentacja Słowian przegrała mecz z Galią i teraz
nasi bohaterowie teraz mają na głowie całe miasto rozwścieczonych i
wzmocnionych obecnym magicznym wywarem Słowian (naturalnie fakt, że owy mecz
nie miał nigdy miejsca, a piłki nożnej jeszcze nie wynaleziono nie wydaje się
przeszkadzać nikomu)
Bijatyka trwa długo jednak nasi
bohaterowie ostatecznie zwyciężają dzięki sprytnemu manewrowi wyrwania
metalowych drzwi i użycia ich w formie tarcz, a także zrobienia pałek z gumy (a
tak pod drodze odkryli gumę w jednej scenie, ale ciężko upchnąć w tym
streszczeniu) które okazją się niezwykle skuteczna bronią przeciw miejscowym! "Klonom"
dostaje się łomot na który prosili się od samego początku i dwaj bohaterowie
otrzepując ręce wracają do swojej osady na ucztę z dzikami, zostawiając stos
Słowian z kolejną serią narzekań i problemów z krzyżem....
~Epilog~
I tak by to właśnie wyglądało! Album
na pewno zostałby okrzyknięty kolejnym klasykiem, doczekałby się adaptacji animowanej
i fabularnej, wszyscy Polscy fani zbulwersowaliby się tak nieprawdziwym
wyobrażeniem naszego kraju, na TVN24 ludzie co w życiu nie mieli komiksu w ręku
dyskutowaliby o tym „czemu to nie w porządku i jaka to jasna prowokacja ze
strony Francuzów”, zapłonęłyby stosy, na facebooku krążyłyby obrazki Tytusa
robiącego przykre rzecz Asteriksowi, Uderzo musiałby napisać przedmowę z
przeprosinami w późniejszej reedycji, a jakby przyjechałby do nas by załagodzić
sprawę byłby protesty, oburzenia
Polityków, a w najlżejszym obrocie spraw łysi gentelmani przewróciliby mu
samochód...
Była by o kolejna wspaniała przygoda
Gala Asteriksa, która niestety nigdy nie ujrzy światła dziennego! Jakie to
wszystko smutne i przykre...
P.S.
A
już wkrótce! „Asteriks w Holandii”!
Przyłącz się do Asteriksa i Obeliksa na ich wyprawie w celu zdobycia dla druida
Panoramiksa nasion kawy z jednego z lokalnych sklepów! Wiele wiatraków, wiele chodaków, wiele tulipanów i wiele, wiele wrażeń...
KONIEC;
Autor : Maciek Kur;
Subskrybuj:
Posty (Atom)