~Batman : The
Brave and the Bold~
(Batman Odważni i Bezwględni)
*Bat-Laurki*
***
***
„Kwadratowy,
niebieski Batman, Blue Beetle, któremu japa cieszy się od ucha od ucha i Green
Arrow z rękawicą bokserką na końcu strzały”. Tak właśnie prezentował się
pierwszy obrazek promocyjny „Batman : The
Brave and The Bold” jaki zawitał lata temu na Internecie. Wraz z resztą
fanów krzywiłem nos czując niesmak w ustach mojej zażenowanej twarzy. Ostatecznie jakiej innej reakcji twórcy mogli
się spodziewać? Było to te same lato gdy na ekrany kin wchodził „Mroczny
Rycerz”, okres gdy świat uzmysławiał sobie jak dorosłe i mroczne mogą być komiksy.
Serwowanie antytezy było ostatnią rzeczą, którą spodziewaliśmy się po
najbliższym animowanym Batmanie i każdy przewidywał, że serial przemknie gdzieś
niezauważony i szybko zostanie zapomniany. Gdy piszę ten artykuł od zakończenia
serii upłynął rok. „Brave and the Bold” doczekał się trzech obszernych sezonów,
wielbiciele komiksu wspominają go z uśmiechem jako bardzo satysfakcjonujący
ukłon w stronę „Silver age”, a sam Kevin Smith określił go „pornografią dla
fanów historii DC comics”. Jak więc możliwe, że prognozy się nie sprawdziły?
Naturalny powodem racji
bytu „Brave and the Bold” było stanowienie Yangu do Yingu wersji Christophera
Nolana. Być może stwierdzenie to brzmi błaho jednak można rozpatrywać je na
paru płaszczyznach.
Po pierwsze i
oczywistsze : zadowolenie wszystkich grup wiekowych. Do czasu jego serii Batman był zawsze
marketingowany przez studio jako coś dla dzieci i nikt nie wyobrażał sobie by
mogło być tak w jakiś inny sposób. Wielu zapewne zna historię z jaką reprymendą
spotkał się Tim Burton za jego „Powrót
Batmana”. Nikt ze studia nawet nie
myślał, że ten film może być mroczny, brutalny i pełen ostrych interakcji
seksualnych, więc śmiało ruszyła produkcja zabawek do zestawu Happy Meal w McDonaldzie
i inne artykuły promujące kolejną odsłonę nietoperza jako coś idealnego dla
całej rodziny. Gdy po seansie zbulwersowani rodzice posłali obelgi pod adresem
reżysera ten mógł co najwyżej wzruszyć ramionami. On robił tylko film wierny
klimatowi, który znał z komiksu. Nie jego wina, że reszta świata, łącznie z
jego producentami myślała o Batmanie ciągle jako o czymś dla dzieci i tylko na
taki produkt była nastawiona. Filmy Nolana choć nie spotkały się z jakimiś
głośnymi protestami tworzą niestety podobne niebezpieczeństwo. Dziecko przecież
chce zobaczyć najnowszy film o swoim ulubionym bohaterze, ale jaki szanujący
się rodzić pozwoli malcowi obejrzeć jak psychopata zabija kogoś wbijając mu ołówek w oko? Nie oszukujmy się : choć można pisać długie
prace o głębi „Watchmen’ów” czy „Sandmana” postacie super bohaterów
zawsze będą przyciągać w pierwszej kolejności najmłodszych, więc w chwili gdy
Batman jest u szczytu popularności lepiej mieć jakąś bezpieczną alternatywę.
Inny powód „Brave and the bold” nie mógł pojawić się
w lepszym okresie był taki iż pozwolił rzucić pozytywne światło na aspekty
postaci o których miłośnicy komiksy wolą nie myśleć. Choć każdy ma inne
wyobrażenie co jest „definitywną wersją Batmana” wielu jako esencję postaci poda
zapewne „Powrót Mrocznego Rycerza”
Franka Milera. Każdy po przeczytaniu tego komiksu z pogardą patrzył na
wcześniejsze przygody Batmana z lat 60’siątych gdzie wszystko raziło barwą i
kolorem, gadgety nie mogły być cudaczniejsze, a co rusz zza kadru wyskakiwał
jakiś pokraczny kosmita. Nie takiego Batmana chcemy dziś oglądać. Świat
Gothamcity ma być brutalny, bohaterowie ociekać traumą, a im realistyczniejsze wszystko tym lepiej. Pięknie, tylko problem
polega na tym, że czym na się podoba czy nie camp jaki dominował przez długi
okres kariery Mrocznego Rycerza jest częścią jego historii. Pomijam fakt, że gdyby
nie kiczowaty serial z Adamem Westem postać już dawno popadłaby w zapomnienie,
ale pozbawianie Batmana groteski zwyczajnie mija się z korzeniami postaci. Choć
dziś nawet najbardziej głupiutkie postacie z Batmana zostają obdarzone dnem
psychologicznym (raz jeszcze) : Nie oszukujmy się! To świat gdzie ludzie od tak
akceptują przestępcę, który biega w jaskrawym zielonym stroju z laską w
kształcie znaku zapytania i włamywaczkę ze sztucznymi wąsami na masce. Jak
długo można traktować to na poważne? „Brave
and the bold” raz jeszcze służy więc jako coś nie zbędnego do zachowania
równowagi z do bólu realistycznym światem Nolana idąc w kompletnie przeciwną
stronę.
Co istotne pomimo wesołej
otoczki serial w żaden sposób nie jest nieszczery osobowości Mrocznego Rycerza,
rzekłbym nawet, że nie odbiega tak daleko od tego co przedstawił nam Miler. On
traktuje swoją misję z taką samą powagą jak zawsze... jak głupiutkie i
przerysowane by jego przygody by nie były. Choć przestępcy z którymi walczy
Batmana mają teraz wielkie zegarki zamiast głowy jego trauma i motywacje dalej
są obecne. Nie można nawet powiedzieć by
ta wersja postaci była szczególnie dowcipniejsza. Rzadko się uśmiecha,
przekręca oczami gdy inne postacie rzucają żenujące żarty słowne, a na
pierwszym miejscu stawia zawsze przysięgę, którą złożył swoim rodzicom. Twórcy
serialu nie przesładzają zresztą od czasu do czasu częstując widza
mroczniejszymi kąskami. Już w jednym z pierwszych odcinków mamy retrospekcję w
której jesteśmy światkami zabójstwa Waynów, a jeszcze w późniejszym tym-czasowo
martwy Batman spotyka ich dusze w zaświatach. Choć ci proszą go by udał się z
nimi do raju, bohater opera się pokusie oznajmiając, że jeszcze nie wypełnił
swojej misji. Wreszcie mamy genialny odcinek „Chill of the night” w którym bohater spotyka zabójcę swoich
rodziców. Choć ten poznaje jego sekretną tożsamość Mroczny Rycerz nie korzysta
z okazji żeby go zabić i odpuszczając winy puszcza go wolno. Jak oznajmia „woli
żeby umarł Bruce Wayne niż miałby umrzeć Batman”.
Z drugiej strony, nie
można też powiedzieć by postać odstawała tak bardzo od reszty „kreskówkowego” świata. Bohater ma poczucie humoru jednak przejawia
się Ono w postaci ironicznych komentarzy, które padają wyłącznie w jego
monologach wewnętrznych. Jak wspomniał
użyczający mu głosu Diedrich Bader : Bruce Wayne jest „błękitniej krwi” więc
jak na burżuja przestało ma dowcip,
który ma sens wyłącznie dla niego samego.
Jak przystało na serial
dla młodszych nie brakuje tu okazyjnych morałów. Co odcinek Batman służy więc jako głos rozsądku
dla jakiegoś innego bohatera pomagając mu pomóc jakąś ważną lekcję życiową. Plastic-man
przezwycięża więc swoją kleptomanie, Atom uczy się szanować różnice w podejściu
do życia Aquamana, a B’wana Beast zyskuje poczucie własnej wartości. Co jak co
Batman bez problemu potrafi odnaleźć się w roli ojca (wystarczy spojrzeć na te
wszystkie Robiny które przez lata wychował)
Jasne, sam działa na krawędzi prawa jednak jeśli miałby znaleźć się sam
na sam z małym dzieckiem wiedziałby jak się zachować by go nie przestraszyć, dać poczucie bezpieczeństwa
i na spokojnie przekazać jakieś słowa mądrości. Batman z „Brave and the Bold” na swój sposób odzwierciedlają tę „odpowiedzialną”
stronę jego natury.
Pomijając te aspekty „„Brave and the Bold” był zwyczajnie dobrą
zabawą. Nieco bardziej kreskówkowa animacja jest wręcz idealna dla takich
postaci jak Plastic-man, Blue Bettle czy Bat-mite a swobodna zabawa mitologią
świata DC stała się największym asem serialu. W odróżnieniu od wszystkich
innych nigdy nie odtrącał elementów, które mogą być zbyt absurdalne lub
dziecinne. Przeciwnie skupiał się na gloryfikowaniu ich. Scenariusze serialu
tryskają szczerą miłością do komiksu i „głupotek”, które uczyniły je tym czym
są w pierwszej kolejności. W jednym odcinku Batman przenosi się do
alternatywnego wymiaru by ratować Abrahama Lincolna przed zamachem, w innym
Aquaman występuje w komedii o codziennym życiu mieszkańców Atlantydy, a w jeszcze
innym Lex Luthor i jego Legion Zagłady wyzywają Ligę Sprawiedliwych na mecz
baseballu. Patrząca na wszystko z przymrużeniem oka konwencja pomogła zresztą
ożywić najbardziej pogardzane postacie. Obdarzony prześmiewczą charyzmą Aquaman
stał się nagle ulubieńcem publiczności, a Bat-mite z kolei stał się nagle
ciekawym dialogiem twórców z fanami. Jako „chochlik z piątego wymiaru” był
zawsze w pełni świadomy że otaczający go świat to fikcja, więc scenarzyści
śmiało posłużyli się nim jako auto-krytyką pozwalając wytykać różne wady
serialu bądź z drugiej mańki bronić decyzji twórców. Co ciekawe jeden odcinek
sugeruje, że On i Harley Quinn żywią do siebie romantyczne uczucia... i w dziwny
pokrętny sposób ma to sens! Ostatecznie nie ma większego wielbiciela Batmana
niż Bat-mite i większej fanki Jokera niż Harley. Oni są wręcz stworzeni dla siebie i nie
obraziłbym się jeśli ten motyw zostałby pociągnięty w komiksie.
Po ogromnym sukcesie
odcinka „Myhem of The Music Maister”,
który był w całości w formie musicalu, numery muzyczne zaczęły gościć w serialu
coraz częściej i częściej do tego stopnia, że nikt już ich nie kwestionować
tylko przyjął jako naturalną kolej rzeczy. Swoboda twórców rosła z każdym
odcinkiem, a ci nie tylko wygrzebywali coraz dziwniejsze i mało znane postacie
z odmętów DC ale gościnnie pojawili się Space Ghost (super bohater
Hanny-Barbery), Scooby-Doo, Weird Al
Yankovic i komik Jeffrey Ross. Nawet słynna okładka na której Batman
pokazuje Robinowi swoją kolekcję
kolorowych bat-strojów na różne dni doczekała się ekranizacji. Łezka kręci się
w oku przy ostatnim odcinku, w którym Batman po zakończeniu swojej finałowej
przygody bezpośrednio zwraca się do widzów i zapewnia dzieci przed ekranami, że
choć ten serial dobiegł końca zawsze będzie
nad nimi czuwał w tej czy innej formie....
The
Brave and the bold jest pięknym przykładem czegoś
stworzonego przez fanów dla fanów. Nie tylko w pełni demonstruje obfitość i
wszechstronność mitologii Batmana, a także jak dobrze zadomowiła się ona w
kulturze masowej. Dawnej serial tak „odważnie” i „bezwzględnie” bombardujący
nawiązaniami zrozumiałymi tylko dla zagorzałych miłośników byłby nie do
pomyślenia. Tu każda aluzja wydaje się czymś naturalnym i całość jest niczym
przyjemna komiksowa-laurka. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że przyszłe seriale
będą robione z identyczną pasją i
miłością...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz