niedziela, 1 stycznia 2012

RECENZJA : HALKA (Reżyseria Natalia Korczakowska)

Widziałem w teatrze Polskim już całe mrowie dziwnych „uwspółcześniej” znanych i lubianych utworów. Był Makbet o XX wiecznym żołnierzu, któremu zamiast czarownic dzieci przepowiadają przyszłość z kart Pokemon (Uh... ), a Szekspirowskie dialogi ubarwione zostały serią wulgaryzmów i dowcipów toaletowych (UH!!!!) . Były „Śluby Panieńskie” co przez pierwszą połowę rozgrywają się jak należy, po czym w drugiej nagle przenoszą się w surrealny, współczesny świat i mamy kilka ładnych scen erotycznych (Bo wiecie, wycieczki szkolne w ogóle do teatru nie chodzą więc nie będzie przeszkadzać, że na plakacie sztuki nie ma wzmianki o tym, że to ździebko „szokująca” wersja) WRESZCIE - widziałem balet „Romeo i Julia” co się nagle przemienia w adaptację „Heroes of Might and Magic IV” (Ok, zły przykład...)

 By nie było nic nie mam do uwspółcześnień i awangardowego traktowania klasycznych sztuk jeśli są zrobione z głową, gdy oglądając faktycznie widzę, że mieli pomysł i wizję który był punktem wyjściowym, a nie  „Pan reżyser uznał nagle, że wrzuci w treść kilka awangardowych pomysłów by było, że wielki z niego artysta”.  Naturalnie nie wiem co po głowie komu chodzi, ale Halka” Natalii Korczakowskiej wydała mi się niestety przykładem tego drugiego.

Pierwsza połowa był jeszcze znośna.  W porządku – mamy dziwną i ogromną „kafelkowatą” scenografię, kilka elementów które dezorientują jaka  w końcu  ma być to epoka, a wszyscy zamiast zwracać uwagę na treść komentują pieski spacerujące sobie gdzieś w tle. Nic co wadzi. Druga połowa? Nawet nie wiem gdzie zacząć! Nie ma folkloru i górali, mamy rolkarzy,  rampę skejtowską i jego mości w kostiumach niedźwiedzi.... Co? Co? Co? Dalej jeszcze dziwnie, bo na niebie unoszą się jakieś rycerskie zbroje (???), z nieba stępuje coś co wygląda jak fragmenty rozwalonego młyna i anioł (???), a by było do reszty dziwnie między wszystkim spaceruje sobie... MITOLOGICZNY SATYR! Tak, nie przesłyszeliście się! Satyr! Początkowo myślałem, że to jakiś baca w skórzanych spodniach, ale nie to Satyr! Z kozimi rogami, kopytami i bródką...

Nawet nie chce mi się próbować tego zrozumieć... BO NIE POWINIENEM!  „TO HALKA”! Wszystko powinno być proste, jasne i klarowne, podziwia się folklor i tańce ludowe  i je przyjemnie... Jak się przepycha pretensjonalną symboliką nad którą trzeba niewiadomo ile dumać co poeta miał na myśli to robi się tylko mętlik. Ba! W teatrze widziałem całą masę dzieciaków – Bo są święta to babcia zabrała wnusię by popodziwiała coś „swojskiego” ... i się rozczaruje bo dzieciaki się gubią oglądając normalną operę w języku ojczystym, co dopiero oglądając taką pseudo-nowatorską  papkę... Kurcze! Ja się drapałem w głowę bo się w tym gubiłem...

By było jeszcze gorzej siedział za mną pewien (czyżby podstawiony?) jegomość który ilekroć skończył się jakiś utwór darł się głośno „BRAWO!” motywując do oklasków trwającą w pauzie pogubienia widownię. .. Uhhh!!!!!  Co za czasy!

Pozdrawiam
~Pan Miluś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz