Tym razem z Jimem Carreyem (Hurra!) i Amy Adams (Megan Fox zajęta?) w rolach głównych! Jak dla mnie obsada nie mogła być lepiej dobrana, bo umówmy się to nie są role do których się nadadzą pierwsi-lepsi aktorkowie, a osoby naprawdę obdarzone talentem werbalnym.
Zacznę o faktu, że jeśli o Popeye’a chodzi jestem straszliwym miłośnikiem pierwowzoru komiksowego! E. C. Segar – twórca serii – to nazwisko które figuruje w moich myślach między ulubionymi twórcami jak Don Rosa, Rene Gościnny czy Allan Moore. Czemu seria jest dobra rozpisywałem się już w pewnych miejscach (Tak, na ramach Kazetu ) ale tak w telegraficznym skrócie :
TE KOMIKSY SĄ ŚMIESZNE, ŻE (Ocenzurowano)!!!
Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu ile razy byłem zszokowany – „Chwila, chwila! Czy Popeye zrobił to co właśnie myślę, że zrobił!?” Humor Segara był nie tylko bardzo cięty i cyniczny, ale także czarny. Sporo dowcipów kręciło się wokół tego, że ktoś nagle zostawał postrzelony, otruty czy próbuje popełnić samobójstwo, a bohaterowie potrafili być skończonymi kanaliami często dającym upust bardzo samolubnym zachcianką. Sam Popeye to marynarz z prawdziwego zdarzeia który tylko szuka jak komuś dać w mordę (i nie bawi się w ograniczenia kiedy idzie o płeć pięknom).
W jednej „historyjce” (jeśli można tak to co za moment opiszę nazwać) Wimpy częstuje Popeye’a grzybami które właśnie zebrał. Gdy jednak Popeye po skosztowaniu zaczyna zwijać się z bólu Wimpy reaguje oburzony! Okazuje się, że poczęstował przyjaciela tylko po to by sprawdzić czy grzyby nie były trujące i wychodzi jakby nigdy nic zostawiając Popeye MARTWEGO NA PODŁODZE!!! Jak się po chwili okazuje Popeye tylko udawał bo (najwyraźniej instynktownie) wiedział jakie przyjaciel ma intencje i teraz ze smakiem może spałaszować resztę zostawionego koszyka... WOW! A to jeden z "łagodniejszych" przykładów!!
Inną cechą komiksów Segara była obfita obsada barwnych postaci! Jego świat naprawdę żył ciekawymi osobistościami, każda charyzmatyczna, mająca silny charakter i cudaczna na swój sposób, a zestawienia ich często prowadziły do bardzo zabawnych i kreatywnych opowieści. Dla tych którzy chcą się zapoznać polecam wydanie Fantagraphic Books, które jest jednym z najlepszych wydań komiksowych jakie widziałem (I tak, wydanie też recenzowałem w Kazecie....hum, zaczynam się czuć jak ich narzędzie... )
Jako fan animacji jestem naturalnie wielbicielem animowanych kreskówek Fleishera z Popeyem, które podobnie jak Disney, wczesne Loony Tunes czy Betty Boob zaliczają się do perełek świata animacji... Choć niestety z Popeyem mam pewne zastrzeżenie!
Nie to bym mieszał z błotem Fleishera jednak jego Popeye siłą rzeczy był dosyć spłycony. Mam na myśli wziął naprawdę liczną obsadę postaci i wątów i wykorzystał z niej tylko garstkę bohaterów i pomysłów... W paru przypadkach marginalnych, ponieważ Bluto był tylko jedno razową postacią, a słynny szpinak dający nadludzką siłę, było w komiksie tyle co kot napłakał i to nie wykorzystany jako jakiś ważny „plot point” a zwyczajny gag (Segar później zrobił ze szpinaku bardziej „regularny” motyw, ale dopiero po sukcesie kreskówki)
Naturalnie animacje Fleishera musiały być krótsze niż dziesięć minut więc musiał ograniczyć się do najprostszych intryg, choć na jego obronę dodam, iż jego wczesny Popeye był całkiem w duchu komiksu jeśli o osobowość tytułowego bohatera chodzi. Dopiero późniejsze animacje Fameuse Studios przyczyniły się do bardziej drastycznych zmian (które tylko potęgowały z późniejszymi adaptacjami) przez które postacie zatraciły swoją osobowość i stały się karykaturą samych siebie.
Także - UWIELBIAM SZPINAK (zwłaszcza z jajkiem sadzonym...) ale jak siła Popeye'a staje się wyłącznie od niego uzależniona traci cały swój potencjał i robi się na swój sposób żałosny. W komiksie i bez niego umiał od tak nakopać czterdziestu chłopa, a i z charakteru była to mocniejsza postać.
[Apropo - I tak! Mariusz z Ziomala jest po części parodią Bluto (choć Pan Dionizy ma z nim nieco więcej wspólnych atrybutów) ]
Mimo wszystko ciągle żywię straszliwą sympatię do kreskówek Fleishera które nie bez powodu rozsławiły Popeye i jego obsadę... Po prostu : Były nieziemsko dobre!
I DZIŚ WYTKNĘ NAJLEPSZĄ 10’SIĄTKĘ!!!!!! Arf-arf!
Nim jednak do Fleishera przejdę Fameuse Studios jednak zasługuje na dwie honorowe wzmianki :
Wzmianka #1 : Seein’ red white & blue
Odcinek o tyle warty obejrzenia gdyż będąc wyprodukowanym w czasie II wojny światowej jest dziś dosyć szokujący (choć „Der Fueher’s Face” to, to nie jest) jednak jeśli mam być szczery sam w sobie jest niezwykle zabawny.
Kowal Bluto zostaje wezwany do wojska (ku ścisłości do marynarki) jednak będąc niechętnym do służby ojczyźnie robi wszystko by wykręcić się odpowiedzialnemu za rekrutów marynarzowi Popeye’owi. Kto stawał przed komisją wojskową siłą rzeczy się musi z tym odcinkiem utożsamić, tym bardziej, że Bluto korzysta z każdej znanej człowiekowi sztuczki, łącznie ze strzeleniem samobója (Wierzcie mi, gdybyście zostali siłą zmuszeni do pójścia na front w czasie wojny światowej też byście to na poważnie rozważali...)
Ostatnia 1/3 odcinka ma także ciekawy zwrot akcji, w którym Popeye i Bluto łączą siły przeciw wspólnemu wrogowi... Ba! Sam Hittler dostaje po nosie!
Ah! Scena z diabłem jest miażdżąca ale nie spoileruję...
Wzmianka #2 : For better or nurse
Jeśli dowcipy o samobójstwie i próbach samookaleczenia w powyższym odcinku rozbawiły was do łez, to macie jeden w którym opiera się na tym 90% humoru!
Popeye i Bluto próbują poderwać śliczną pielęgniarkę Olive, jednak nikt zdrowy nie ma wstępu do szpitala, a obaj są okazami zdrowia fizycznego! Niezadowoleni ze swojego losu marynarze postanawiają to zmienić i reszta odcinka to... Tak! Zgadliście! Niestety, mają zbyt wielkie szczęście i wszyskie kreatywne próby wylądowania w szpitalu okazują się niewypałem.
Całość (jak wiele Fameuse Studios) jest remakiem odcinka Fleishera („Hospitaliky” ku ścisłości), jednak to chyba jedyny przykład gdzie jest o niebo lepszy. Raz, że sceny w których bohaterowie nieudolnie próbują zostać okaleczonymi są o niebo zabawniejsze, dwa, że zakończenie ma pewien nowy „twist" który rozbraja mnie za każdym razem i jest genialnym podsumowaniem całej sytuacji. Jak dla mnie najzabawniejsza kreskówka jaka wyszła z Fameuse Studios...
A teraz przejdźmy do NAJLEPSZYCH DZIEŁ FLEISHERA :
10; Brotherly LovePopeye i Bluto próbują poderwać śliczną pielęgniarkę Olive, jednak nikt zdrowy nie ma wstępu do szpitala, a obaj są okazami zdrowia fizycznego! Niezadowoleni ze swojego losu marynarze postanawiają to zmienić i reszta odcinka to... Tak! Zgadliście! Niestety, mają zbyt wielkie szczęście i wszyskie kreatywne próby wylądowania w szpitalu okazują się niewypałem.
Całość (jak wiele Fameuse Studios) jest remakiem odcinka Fleishera („Hospitaliky” ku ścisłości), jednak to chyba jedyny przykład gdzie jest o niebo lepszy. Raz, że sceny w których bohaterowie nieudolnie próbują zostać okaleczonymi są o niebo zabawniejsze, dwa, że zakończenie ma pewien nowy „twist" który rozbraja mnie za każdym razem i jest genialnym podsumowaniem całej sytuacji. Jak dla mnie najzabawniejsza kreskówka jaka wyszła z Fameuse Studios...
A teraz przejdźmy do NAJLEPSZYCH DZIEŁ FLEISHERA :
Olive bierze udział w kampanii społecznej nakłaniającej ludzi do życia w harmonii ze sobą. Popeye natchnięty słowami jej piosenki postanawia spędzić resztę dnia siejąc dookoła braterską miłość i pomoc. Niestety, sprawa nie okazuje się taka łatwa gdy przychodzi mu pogodzić grupę typów lejących się na środku ulicy.
Zapewne gdyby ten odcinek postałby dzisiaj jechałby hipisów, tu wydaje się satyryzować ówczesne ruchy moralizatorskie.
Scena gdy dwóch typów chce zdzielić Popeye pałką ale kłócą się o to który ma to zrobić i bohater by ich pogodzić łamie pałkę na pół by obaj mogli mu dowalić zalicza się do moich ulubionych momentów w Popeyu, kropka.
09. The Jeep 1938 (Podkreślam tu wyjątkowo datę gdyż jest wiele z bardzo zbliżonym tytułem)
Kreskówka jest jednym z nielicznych występów Jeepa, postaci prosto z komiksu Segara, cudaczny stworek o nadprzyrodzonych zdolnościach z przepowiadaniem przyszłości i przenoszeniu się przez ściany na czele. Fleisher wykorzystał tę postać garstkę razy i muszę przyznać, że jeśli intencją tu było „Wykorzystać Jeepa raz a porządnie”, to tu zrobił to idealnie!
Swee’pea (w komiksie adoptowany syn Popeye’a, w kreskówce najwyraźniej siostrzeniec Olive) zaginął i Popeye wraz z Jeepem ruszają na poszukiwania. Można zarzucić, że fabuła jest w sumie zbudowana wokół jednego dowcipu ale to bardzo dobrze opowiedziany dowcip, z całą masą świetnych małych żarcików po drodze – jak to się mówi, nie ważne o czym mówi, ważne jak jest opowiedziany.
Także wiecie, że to Jeepy były nazwane po Jeepie a nie w drugą stronę? Kocham takie ciekawostki...
08. Wotta Nightmare;
Zacznę od faktu, że przedstawiony tutaj świat koszmarnego snu, całkiem nieźle symuluje jego logikę jak i atmosferę, a animacja jest wyjątkowo dobra i prezentuje sporo kreatywnych pomysłów (czasami nieco upiornych), których nie powstydziliby się geniusze z Disneya...
Kreskówka jest jednym z nielicznych występów Jeepa, postaci prosto z komiksu Segara, cudaczny stworek o nadprzyrodzonych zdolnościach z przepowiadaniem przyszłości i przenoszeniu się przez ściany na czele. Fleisher wykorzystał tę postać garstkę razy i muszę przyznać, że jeśli intencją tu było „Wykorzystać Jeepa raz a porządnie”, to tu zrobił to idealnie!
Swee’pea (w komiksie adoptowany syn Popeye’a, w kreskówce najwyraźniej siostrzeniec Olive) zaginął i Popeye wraz z Jeepem ruszają na poszukiwania. Można zarzucić, że fabuła jest w sumie zbudowana wokół jednego dowcipu ale to bardzo dobrze opowiedziany dowcip, z całą masą świetnych małych żarcików po drodze – jak to się mówi, nie ważne o czym mówi, ważne jak jest opowiedziany.
Także wiecie, że to Jeepy były nazwane po Jeepie a nie w drugą stronę? Kocham takie ciekawostki...
08. Wotta Nightmare;
Zacznę od faktu, że przedstawiony tutaj świat koszmarnego snu, całkiem nieźle symuluje jego logikę jak i atmosferę, a animacja jest wyjątkowo dobra i prezentuje sporo kreatywnych pomysłów (czasami nieco upiornych), których nie powstydziliby się geniusze z Disneya...
Przechodząc do samej fabuły : Popeye ma koszmarny sen w czasie którego zaczyna lunatykować i odgrywać wszystko co się dzieje w jego głowie. Nie zepsuję zakończenia, ale finał jest rozbrajający!
07; Fightin Pals
ALE DZIWNA KRESKÓWKA! Bluto (któy najwyraźniej jest z wykształcenia doktorem) wyrusza na ekspedycję do Afryki i Popeye jest autentycznie zdołowany brakiem kogoś z kim mógłby się regularnie trzepać po gębie! Gdy jednak dowiaduje się z radia, że jego „przyjaciel” zaginął rusza na czarny kontynent go odnaleźć. KOCHAM solucję Popeye’a którą jest po prostu chodzenie po pierwszej-lepszej dżungli i darcie się „BLUTO!!!” tak jakby cała Afryka była jednym boiskiem.
Odcinek prześmiewczy pod każdym względem. Na swój sposób taka auto-parodia choć dojdę niebawem do o wiele lepszego przykładu...
06; Popeye the Sailor Meets Ali Baba’s Forty Thieves/ Popeye meets Sindbad the sailor;
Wybrałem te dwa na wspólne miejsce, gdyż ile wszystkie inne krótkie metraże oceniam pod względem humoru te tutaj wybijają się ze względu na jakość animacji. Były to pierwsze dwa odcinki Popeye’a w kolorze (a co za tym idzie o wiele droższe) i twórcy zadbali oto by odznaczały się one naprawdę robiące wrażenie i zapadające w pamięci.
BA! Są poprostu epickie! Obie mają naprawdę świetny klimat zaczerpnięty z „Baśni 1000 i 1 nocy”, atmosfera jest spektakularna (zwłaszcza potwory z „Sindbada”), muzyka wpadająca w ucho, a i gagi jak zawsze zabawne, choć nie mogę powiedzieć by były to najzabawniejsze momenty serii. „Sindbad” swoją drogą jest istotny, gdyż były to pierwsze próby nadania animacji trójwymiarowości. Także oglądając te dwie kreskówki naprawdę wieżę, że dałoby się zrobić naprawdę dobry pełny metraż o Popeyu...
A, tak! Był także trzeci w tej „trylogii” z kolei oparty na Aladynie, ale jeśli mam być kompletni szczery i dużo słabszy i bez rewelacji, choć ma swoje momenty. Jest dobry, ale nie ma tego czegoś co wcześniejsze.
Wybrałem te dwa na wspólne miejsce, gdyż ile wszystkie inne krótkie metraże oceniam pod względem humoru te tutaj wybijają się ze względu na jakość animacji. Były to pierwsze dwa odcinki Popeye’a w kolorze (a co za tym idzie o wiele droższe) i twórcy zadbali oto by odznaczały się one naprawdę robiące wrażenie i zapadające w pamięci.
BA! Są poprostu epickie! Obie mają naprawdę świetny klimat zaczerpnięty z „Baśni 1000 i 1 nocy”, atmosfera jest spektakularna (zwłaszcza potwory z „Sindbada”), muzyka wpadająca w ucho, a i gagi jak zawsze zabawne, choć nie mogę powiedzieć by były to najzabawniejsze momenty serii. „Sindbad” swoją drogą jest istotny, gdyż były to pierwsze próby nadania animacji trójwymiarowości. Także oglądając te dwie kreskówki naprawdę wieżę, że dałoby się zrobić naprawdę dobry pełny metraż o Popeyu...
A, tak! Był także trzeci w tej „trylogii” z kolei oparty na Aladynie, ale jeśli mam być kompletni szczery i dużo słabszy i bez rewelacji, choć ma swoje momenty. Jest dobry, ale nie ma tego czegoś co wcześniejsze.
05; What No spinach?
Powiem wprost : Nie kapuję tego tytułu! Fabuła nie ma nic wspólnego z jakimś szpinakowym-kryzysem, a w restauracji w której dzieje się akcja najwyraźniej także go nie brakuje. A może to jakaś gra słowna która dziś jest nie czytelna? Naprawdę nie wiem...
Przechodząc do samego odcinka powiem krótko : WIMPY!
WIMPY! WIMPY! WIMPY! To odcinek w którym gra centralną rolę i w najlepszym wydaniu robi to co umie najlepiej : Manipuluje sytuacją by najeść się za friko. W zasadzie jest tu bliższy swojemu komiksowemu pierwowzorowi, gdzie Wampy przeprowadzał bardzo skomplikowane i pozbawione skrupułów plany kosztem wszystkich w około tylko po to by mieć drobne na hamburgera.
Jak w wielu kreskówkach z okresu, większość dialogu była dodana przez improwizujących aktorów gdy animacja już była skończona i muszę przyznać : tu są jedne z najzabawniejszych!
04; Shakespearean Spinach
Bluto przybywa na premierę „Romea i Julii”, gdzie ma odegrać rolę tytułowego amanta tylko po to by dowiedzieć się, że został zastąpiony przez Popeye’a (o czym dyrekcja raczy go poinformować plakatem powieszonym w miejscu publicznym z wypisanym wyzwiskiem). Reszta odcinku to scena balkonowa z Romeo i Julii, jednak jeśli spodziewacie się doboru ról Popeye – Romeo, Olive – Julia, to niebawem będziecie rozczarowani, gdyż w ramach sabotażu Bluto zastępuje rolę Popey’a który z kolei wstępuje w szaty Julii. Bluto choć raz nie zależy na odbiciu dziewczyny a po prostu odegraniu roli do której się urodził (sam się adresuje jako „Najlepszy Romeo Świata”) i obaj rywale kontynuują walkę jednocześnie cytując swoje kwestie i będąc kompletnie „in charakter”!!!!
Powiem wprost : Nie kapuję tego tytułu! Fabuła nie ma nic wspólnego z jakimś szpinakowym-kryzysem, a w restauracji w której dzieje się akcja najwyraźniej także go nie brakuje. A może to jakaś gra słowna która dziś jest nie czytelna? Naprawdę nie wiem...
Przechodząc do samego odcinka powiem krótko : WIMPY!
WIMPY! WIMPY! WIMPY! To odcinek w którym gra centralną rolę i w najlepszym wydaniu robi to co umie najlepiej : Manipuluje sytuacją by najeść się za friko. W zasadzie jest tu bliższy swojemu komiksowemu pierwowzorowi, gdzie Wampy przeprowadzał bardzo skomplikowane i pozbawione skrupułów plany kosztem wszystkich w około tylko po to by mieć drobne na hamburgera.
Jak w wielu kreskówkach z okresu, większość dialogu była dodana przez improwizujących aktorów gdy animacja już była skończona i muszę przyznać : tu są jedne z najzabawniejszych!
04; Shakespearean Spinach
Bluto przybywa na premierę „Romea i Julii”, gdzie ma odegrać rolę tytułowego amanta tylko po to by dowiedzieć się, że został zastąpiony przez Popeye’a (o czym dyrekcja raczy go poinformować plakatem powieszonym w miejscu publicznym z wypisanym wyzwiskiem). Reszta odcinku to scena balkonowa z Romeo i Julii, jednak jeśli spodziewacie się doboru ról Popeye – Romeo, Olive – Julia, to niebawem będziecie rozczarowani, gdyż w ramach sabotażu Bluto zastępuje rolę Popey’a który z kolei wstępuje w szaty Julii. Bluto choć raz nie zależy na odbiciu dziewczyny a po prostu odegraniu roli do której się urodził (sam się adresuje jako „Najlepszy Romeo Świata”) i obaj rywale kontynuują walkę jednocześnie cytując swoje kwestie i będąc kompletnie „in charakter”!!!!
BA! Twórcy nawet trzymali się w miarę pierwowzoru, gdyż w pewnym momencie Popeye/Julia (pozornie) ginie i Bluto nie wypadając z roli zaczyna szlochać nad jego zwłokami!
Prawdę mówiąc jak streszczam to gag po gagu nie brzmi tak zabawnie... TO PO PROSTU TRZEBA ZOBACZYĆ!!!
03; Never Kick a Women;
Na swój sposób jestem typem feministy. Uważam, że postacie kobiece mogą sprawdzić się w kreskówkach w każdej roli co te męskie... Nawet jeśli chodzi o dostawienie w papę, bycie poniewieranymi fizycznie czy poddawanie się sadystycznym żartom! (patrz. Iza i Pani Mormońska z Ziomala... Zwłaszcza Pani Mormońska!)
W tym oto malowniczym odcinku Olive rywalizuje z inną dziewczyną o względy Popeye i w duchu serii rozwiązują swój konflikt (mówiąc kolokwialnie)„Biting the shit out of each other”! Miła odmiana, plus pada kilka świetnych tekstów, jednak co naprawdę mnie rozwala to reakcje Popeye. Gdy On bije się z kimś o Olive, ta drze się, wzywa pomocy i próbuje ich rozdzielić. Ale gdy Ona o niego się bije? Klaszcze, śmieje się i kibicuje obu stroną! Ba! Gdy jego narzeczona pada na ziemię pobita, po prostu zaczyna flirtować ze zwyciężczynią!
Emm... Czy jest coś o czym nie wiem? Czy jeśli do mojej dziewczyny podbiegnie jakaś obca laska i położy ją ciosem, to znaczy, że teraz Ona jest moją nową lubą?? To tak działa???
Ale mniejsza! Odcinek z prawdziwym „girl powerem” do samego końca (Nie to co późniejszy „Cops in Tops” Fameuse studios – który zaczyna się całkiem profeministycznie – Olive zostaje policjantką, a Popeye seksista uważając, że owa praca jest zbyt niebezpieczna dla kobiety staje się jej cieniem, jednak Olive przez spryt radzi sobie z każdym wyzwaniem jednocześnie upokarzając próbującego ją nieudolnie ratować chłopaka... i wszystko pięknie, aż do końcówki, gdzie Olive zostaje zaatakowana przez jakiegoś Bluto-podobnego osiłka wobec którego jest bezradna, Popeye ją ratuje i całość na dowidzenia krzyczy „WIDZISZ GŁUPIA BABO? Zawód policjanta jest tylko dla prawdziwych facetów! Gary zmywać... A! I masz jeść szpinak, bo to POPEYE!" Ale cóż, taki duch epoki... )
Na swój sposób jestem typem feministy. Uważam, że postacie kobiece mogą sprawdzić się w kreskówkach w każdej roli co te męskie... Nawet jeśli chodzi o dostawienie w papę, bycie poniewieranymi fizycznie czy poddawanie się sadystycznym żartom! (patrz. Iza i Pani Mormońska z Ziomala... Zwłaszcza Pani Mormońska!)
W tym oto malowniczym odcinku Olive rywalizuje z inną dziewczyną o względy Popeye i w duchu serii rozwiązują swój konflikt (mówiąc kolokwialnie)„Biting the shit out of each other”! Miła odmiana, plus pada kilka świetnych tekstów, jednak co naprawdę mnie rozwala to reakcje Popeye. Gdy On bije się z kimś o Olive, ta drze się, wzywa pomocy i próbuje ich rozdzielić. Ale gdy Ona o niego się bije? Klaszcze, śmieje się i kibicuje obu stroną! Ba! Gdy jego narzeczona pada na ziemię pobita, po prostu zaczyna flirtować ze zwyciężczynią!
Emm... Czy jest coś o czym nie wiem? Czy jeśli do mojej dziewczyny podbiegnie jakaś obca laska i położy ją ciosem, to znaczy, że teraz Ona jest moją nową lubą?? To tak działa???
Ale mniejsza! Odcinek z prawdziwym „girl powerem” do samego końca (Nie to co późniejszy „Cops in Tops” Fameuse studios – który zaczyna się całkiem profeministycznie – Olive zostaje policjantką, a Popeye seksista uważając, że owa praca jest zbyt niebezpieczna dla kobiety staje się jej cieniem, jednak Olive przez spryt radzi sobie z każdym wyzwaniem jednocześnie upokarzając próbującego ją nieudolnie ratować chłopaka... i wszystko pięknie, aż do końcówki, gdzie Olive zostaje zaatakowana przez jakiegoś Bluto-podobnego osiłka wobec którego jest bezradna, Popeye ją ratuje i całość na dowidzenia krzyczy „WIDZISZ GŁUPIA BABO? Zawód policjanta jest tylko dla prawdziwych facetów! Gary zmywać... A! I masz jeść szpinak, bo to POPEYE!" Ale cóż, taki duch epoki... )
02; It’s the Naturaln thing to do;
Czasem jest tak, że znamy jakąś serię która doczekała się miliona parodii, ale jednak rozgrzebując jej korzenie natrafiamy na coś co okazuje się bardziej autoironiczniejsze niż jakiekolwiek późniejsza przeróbka (patrz. „Batman” z Adamem Westem) „It’s the Natural Thing to do” wygląda tak jakby twórcy chcieli zrobić autoironiczny odcinek by pokpić sobie z ówczesnych krytyków serii, poczym w pewnym momencie dostali kompletnej głupawki i bez chwili zastanowienia przelali ją na scenariusz. Oto Popeye, Olive i Bluto dostają list od fanów którzy nie życzą sobie by seria była tak przepełniona przemocą (za co więc do cholery zostali fanami tego w pierwszej kolejności pojęcia nie mam) i bohaterowie dla odmiany postanawiają zachowywać się w przesadnie kulturalny i zmanieryzowany sposób spędzając CAŁY odcinek na prowadzeniu uprzejmych konwersacji przy herbatce, aż w pewnym momencie widząc absurd tego co robią... Szczerze? Nawet nie jestem wstanie tego opisać, to jest tak obłędne i zabawne!
Jeśli jest jakaś kreskówka gdzie mam wrażenie, że autorzy ewidentnie ćpali to zapewne ta!
(Swoją drogą całość strasznie przypomina mi odcinek Simpsonów gdzie „Itchy i Scratchy” potraktowani przez cenzorów zmieniają się w niesmacznie ugrzecznione postacie – ten odcinek to praktycznie to samo tylko 10 razy zabawniejszy)
01; “Beware of Barnacle Bill”
Nie, nie żartuję! To cały odcinek i jest w swojej prostocie genialny! Czasowanie gagów jest jednym z najlepszych jakie widziałem, mimika postaci także. W dodatku wszystko ma formę operetki i żarty są ułożone do piosenki. Sam Popeye jest w duchu swojego komiksowego pierwowzoru bardzie niż kiedykolwiek, a to co robi na samym końcu gdy Olive oznajmia mu, że teraz "go woli" jest nieziemsko satysfakcjonujące.
Jeden "Popeye" który mogę oglądać w kółko niczym teledysk i mi się nie nudzi. Odcinek o najprostszym schemacie, ale w mistrzowskim wykonaniu!
I to wszystko Jestem czym jestem
Wasz Pan Miluś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz