poniedziałek, 24 grudnia 2012

WESOŁYCH ŚWIĄT! HO-HO-HO!!!!

HO-HO-HO...


I znów nastało Bożenarodzenie (czego nie można powiedzieć o 'Majowym końcu świata") Wszyscy zbieramy się przy Wigilijnym stole by uczcić naroddziny Pana Jezusa...

A jak może uczcić to mój blog?
Cóż był pomysł na kolejny "Ziomalowi Christmas Special" ale za to zrobiłem 4 Świąteczne komiksy dla Spill.com.

Co to Spill.com? Taka strona na którą lubię wchodzić bo ma zabawne podcasty i recenzje. Lubię słuchać tych kolesi (i jednego  robota) bo nie są to jacyś hiper-obeznani krytycy a zwykłe ziomki. Na luzie, czasem mogą się mylić, czasem mogą mieć inne opinie niż Ja, a czasem padnie coś 100% trafnego.. Ciągle  słucham ich regularnie, nawet jeśli mój ulubieniec Carlyle opuścił stronę by rozpocząć karierę  filmowca (o ironio, Jak Ja) a chłopaki o tyle są miłe, że zawsze na maile odpisują i było kilka przyjemnych  dyskusji.
Przez ostatnie lata zrobiłem całkiem sporo fan artowskich rzeczy więc uznałem, że wraz z świątecznymi rysunkami...

MIŁEJ LEKTURY :
(są wpadki w pisowni ale pewnie przywykliście)

Mikołajowa saga :

 
 
REKLAMA :


Po stronie rozniosły sie żarty, że Carlyle jest bogaty bo jest teraz scenarzystą więc...

 
 
Co do odejścia Carlyle...

 

A jakby Cyrus też opuścił stronnę?
 

A jakby tak ekipa z Spill.com recenzowała sztuki Szekspira?


Co-Host ofiarą bully'ingu....


Cyrus i Leon ofiarami bully'ingu...


Leon w GothamCity...


Oho! Ktoś tu cameo zrobił...


Korey miał urodzinki...

Carlyle również... (chyba na szybko robiłem)

Bo Puchatek był w kinach...


Bo kuyki lubię...

A ten długo by wyjaśniać...

Bo Leon zastąpił Carlyle w serii "ACOCO"

Bo Smerfy były w kinach...

A ten jest stary strasznie...



I dla urozmaicenia...

Jeden z Nosalgia Criticiem (staaaaary)


I jeden z kucykami...

I z Puchatkiem...


(zainspirowany czymś co Korey z Spill.com powiedział)

No ale starczy tych świątecznych łakoci ;)



Raz jeszcze : WESOŁYCH ŚWIĄT... i wystrzegajcie się Mikołajkowego wora dla niegrzecznych!!!!!!! :)




Pozdrawiam
~~Maciek Kur

wtorek, 18 grudnia 2012

Sylvian Chomet powraca! Hurrra!!!!

JUPIKAJEJ! Najlepszy współczesny animator i mój ulubieniec Sylvian Chomet ("Trio z Belleville", "Starsza Pani i Gołębie", "Iluzjonista") powraca w 2013 z nowym filmem... Który będzie aktorski... eee Co jest zajebiste! Bo jego wcześnieszy aktorski krótkimetraż był.. taki sobie... eeee...

...i ma tytuł "Attila Marcel"! Co jest imieniem złego gangstera z "Tria z Belleville" co porwał kolarzy do nielegalnych wyścigów i...  Moment! CO!?


 Eeeee....
Spin-off ? Orgin story?

Ale w opisie jest, że jest o niemym chłopcu który w wyniku traumy traci pamięć i całe życie spędza grając na pianinie, aż poprzez Marcela Prousta przenosi się w swoje wspomnienia z młodości...


 Eeee....

Tak czy siak zobaczę ;)


~Maciek

wtorek, 11 grudnia 2012

Ale głupi ci hipsterzy! (Asteriks w Simpsonach!)

Tak, tak, tak! Wiemy, wiemy Nowe odcinki Simpsonów to nic powalającego, a w każdym razie nic na miarę starych, klasycznych odcinków (pewnie z dwa artykuły o tym zajdziecie na tym blogu) razi wtórność, fabuły są kompletnie miałkie i nijakie i (czego mi na serio brakuje) w przeciwieństwie do dawnych czasów nawet się nie starają by wątki „emocjonalne” by były szczere bla,bla,bla.. istotne jest to, że ciągle rzucam okiem na nowe odcinki bo zawsze się trafi porcja zabawnych momentów, a 2-3 razy na sezon odcinek co mnie rozbawi od A do Z, a czasem nawet coś ciekawego wizualnie (tego roczny odcinek Halloweenowy mi się podobał przez pierwsze dwa akty)

Tak, tak! Niewybredna świnia ze mnie!

PRZEPRASZAM, że nie idę za waszym cennym trendem i nie gardzę nowymi Simpsonami jak reszta z was ale moim zdaniem serial choć jest słabszy nie jest tak makabrycznie zły jak wszyscy mu to przypisują... (Choć tak! Też bym wolał jakby to zakończyli już dawno )

Najnowszy odcinek „The Day the earth stood Cool” to taki standard obecnych Simpsonów. Raczej nic co zapadnie w pamięci, a historia prostsza niż budowa cepa, ale było kilka gagów gdzie zachichotałem, oglądało się przyjemnie bez jakichś momentów zażenowana i nawet była trafiona satyra o hipsterach.

Tak jest! Rodzinka hipsterów wprowadza się obok Simpsonów (no co? Poza Flandersem inne domy tam stoją), Homer wpierw chce byćjak oni bo zazdrości im stylu życia ale po tym gdy Bart wdaje się w bójkę z synem sąsiadów bo chce wrzucić nagranie Homera jak robi z siebie pozera (hihi – rym) na Internet dwa rody się skłócają, sąsiad sprowadza więcej „swoich” by zaśmiecili Springfield swoją obecnością bla,bla,bla... epicka opowieść godna pewnego innego Homera.

Co istotne! W pewnym momencie Homer przyłapuje Lisę u sąsiadów czytającą...
 


O JA CIĘ!

Simpsonowie nawiązali do Asteriksa! Ale numer! Tj. już raz był wspomniany w dialogu (o ironio) też przez Lisę ale tu... wow... jest i obrazek i...i...

ALE MOMENT!!!!

WRÓĆ!

To w USA Asteriks uważany jest za coś hipster-pokrewnego?

Niby przez co?
Bo są w nim ciągłe żarty które by zrozumieć trzeba znać starożytną historię?
Bo jest w nim pełno cytatów łacińskich? (których w angielskiej wersji i francuskiej nie tłumaczą odnośnikami)
Bo w nim mrowie ciętej satyry o społeczeństwie?
Bo oryginał francuski ma podteksty krytykujące USA?
Bo ostatni film „Asteriks i Obeliks prostytutkami Europy” jest miejscami dezorientujący, że hej?  (choć warto rzucić okiem bo teksty ma świetne)

Chwila czy to znaczy, że jak czytam Asteriksa jestem hipsterem!? Ktoś mi da wreszcie definicję tej subkultury która nie będzie się różnić rażąco od każdej innej co słyszałem!?

CO SIĘ DZIEJE!?

Ok., ok... Spokój...

Tak czy siak nie jest to może jakieś mega interesujące nawiązanie ale jednak szalenie miło zobaczyć moje dwa największe idole komediowe razem... Choć to jednak ci nowi Simsponowie i pewnie Lisa czytała jakiegoś Asteriksa Uderzo... damn it...


Pozdrawiam
Was Maik
albo Maciek
Może Miluś?
 (sam już nie wiem)

niedziela, 9 grudnia 2012

Recenzja - Frankenweenie (2012)





Może kogoś to zszokuje ale nie jestem jakimś mega wielkim oryginalnego „Frankenweenie”, krótkiego metrażu który Burton zrobił gdzieś w latach 80’siątych. Pomysł ciekawy ale ogół nie był jakoś powalający jak np. „Vicnent” – inne, bardzo wczesne dzieło Burto nim przeszedł do świata wielkiego kina. Byćmoże reżyser także nie czuł satysfakcji z projektu, gdyż nowy „Frankenweenie”ma wszystko co starej wersji brakowało.

Nie jest to jakiś „hype-wypasiony, zwariowana” komedia co bombarduje nas co scena pięćdziesięcioma gagami których dzisiaj tak wiele. Przeciwnie, podobnie jak „Fantastic Mr. Fox” film próbuje stworzyć nostalgiczną atmosferę jakbyśmy oglądali coś sprzed lat (i nie mówiętu o stylistyce horroru z lat 30’sty) Ot, prosta opowiastka o chłopców który nie może pogodzić się ze śmiercią psiaka więc postanawia przywrócić go ze zmarłych metodami dr. Frankensteina. Króluje spokojna atmosfera, humor jest subtelny (choć czarny i mroczny) i jak to Tim Burton panuje rewelacyjna atmosfera z całą masa ślicznych wizualnie momentów.

(I tak, pisałem o tym już pewien artykulik ale nie wadzi mi, że filmy Burtona są do siebie podobne. To się nazywa kino autorskie! Taki ma styl, takiego siętrzyma i wręcz oczekuję, że filmy Burtona osadzone będą w jego świecie! To jakby się czepiać rysownika, że ma taką, a nie inną kreskę... RANY!)

Akcja toczy się powoli, choć nabiera kopniaka energii w ostatniej 1/3 przeistaczając się w pełen stworów horror... I tym to właśnie jest – horrorem dla dzieci. Nie tak dobrym jak „Coralina” ale mimo wszystko bardzo przyjemnym [„Paranormana”nie kwalifikuję jako film dla dzieci] Oczywiście by nie było zielono szkoda tylko,że główny bohater jest najmniej interesującą rzeczą w filmie. O ile podoba mi się, że Sparky (imię psa) nie ma jakiejś „śmiesznej slapstickowej osobowości” a jest jak zwykły, normalny pies tak Wiktor (imię chłopca) to – jak to u Burtona –cichy i nie wyróżniający się niczym outsider... i nie miałbym problemu z taką postacią gdyby była pokazana ciutek ciekawiej. Sceny w których Wiktor rozgrywa swój plan wskrzeszenia psa czy sentymentalna rozmowa z nauczycielem prezentują się co prawda rewelacyjnie jednak
przez większość czasu chłopak prezentuje się z charakteru dosyć nijako. Być może to po części wina, że każda inna postać jest nie tylko rażąco "barwna" w swoim groteskowym wyglądzie ale i osobowości (mały garbus jest po porstu rozkoszny,  latający z kamerą Japończyk przekomiczny, a ilekroć na ekranie zjawiała się nawiedzona dziewczynka z kotem sala buchała śmiechem) przez co bohater zwyczajnie nie wyróżnia się niczym, tak jakby nie wyróżniał się w klasie o wiele bardziej "przebojowych"  dzieciaków. Miłość Wiktora do psa jest na szczęście na pierwszym miejscu i nadaje opowieści prawdziwego serca choć nie ukrywam, że byłoby mocniejsze gdybyśmy jako widzowie pokochali Wiktora tak samo mocno jak Sparky'ego.

Ogółem „Frankenweenie” to bardzo przyjemny i słodki, choć prosty filmik... Być może trochę za prosty, choć i tak uważam, że stanowi miłą i odświeżającą odmianę od pewnych nadmiernie zwariowanych animowanych komedii co widziałem w tym roku...
[Tak, uśmiałem się na „Hotelu Transylwania” ale chwilami postacie próbowały byćna siłę tak „głupkowate”, że robiło się to zwyczajnie drażniące i opowieśćtraciła na jakimkolwiek patosie. To trochę jak oglądanie zabawnego wujka co w pewnym momencie przestaje opowiadać autentycznie dowcipne anegdotki i zaczyna robić głupie miny jakbyś miał ciągle trzy lata... nagle żenujące to się robi... Choć oba filmy polecam tak samo!]


Pozdrawiam

Maciej K.