poniedziałek, 8 sierpnia 2011

IT'S RECENZJA TIME - High Society/Wyższe Sfery (1956)

Wiecie? Są takie chwile gdy człowiek potrzebuje się po prostu od stresować. Obejrzeć film który nie zaśmieci mu głowy łapiącym za gardło morderczym suspensem, wyciskającym łzy dramatem, gradobiciem zwrotów akcji czy po prostu jakąś szaleńczą intrygą, a wręcz przeciwnie. Film który wyzbędzie widza z wszystkich negatywnych uczuć, pozwalając mu się zanurzyć w relaksującej kąpieli uroku i fantazji o lepszym, pozbawionym trosk życiu życiu...

Cóż, dla mnie nie działa nic lepiej niż stare dobre, Amerykańskie musicale złotej ery i do licha żaden nie jest bardziej odprężający niż muzyczny remake „Philadelphia Story” „High Society” (w Polsce znany jako „Wyższe Sfery”)


O czym opowiada? Cóż pozwolę by ktoś bardziej utalentowany wam to wyjaśnił! Panie i Panowie Luis Armstrong!  

Także tak! O ile ktoś nie skasował linka z You-tuba, albo nie chciało się wam kliknąć, albo po prostu nie rozumiecie angielskiego jest to opowieść przesympatycznego bogacza imieniem Dexter (wspaniały Bing Crosby), którego była żona, arogancka, acz równie nadziana Tracy (Grace Kelly) planuje ożenić się z innym. Dexter rzecz jasna dalej darzy swoją Eks wielką miłością, więc postanawia pokrzyżować jej szyki...


Jakiś wariacki-zakręcony plan który rozbije parę zakochanych? Skąd. Postępowania Dextera są nadzwyczaj subtelne, a Tracy to taka agresywna zouza, że sama się nakręca z byle powodu. Ba! Jestem pewien, że bez interwencji Dextera pewnie spaprała by ślub prędzej czy później. Co... jeśli mam byś krytyczny... przybliża jeden z moich tycich problemów tym filmem. CO ON W NIEJ WIDZI? Tj. Jasne, to bardzo atrakcyjna dziewczyna ale przez większość filmu zachowuje się jak cyniczna, rozpuszczona i niedojrzała laska! To nie jest bohaterka której widz chce kibicować by doczekała happy endu, a wręcz przeciwnie ucieszy się z każdej kompromitacji jaką ją spotka... Z drugiej strony mamy przesycone romantyzmem retrospekcje z czasów gdy byli jeszcze razem, no i jednak Dexter jest rozkoszny, że rośnie uśmiech ilekroć odnosi satysfakcję.  


Ale poczynania Dextera to tylko połowa historii! By było weselej oto do akcji wkracza bowiem para reporterów którzy dostają wyłączność na dokumentowanieślubu dla magazynu SPY. Frank Sinatra i Celeste Holm Panie i Panowie...


 Akcja posuwa się powolnym ale przyjemnym tempem dając możliwość poznać dobrze postacie i w czuć się w klimat elitarnego świata, a nim widz się obejrzy... O proszę! Już Pan Sinatra ma romans z przyszłą Panną młodą, zamieniając trójkącik w kwadrat.

A właśnie! A porpo tępo opowieści i na moment wracając do wspomnianych na początku recenzji „fantazji o lepszym życiu”... Film co rusz częstuje nasze oczka wspaniałymi widokami luksusów w  jakich mieszkają nasi bohaterowie, od których (O ile twoje nazwisko to nie Rockefeller) nie będziesz mógł oderwać wzroku



Cóż rzec więcej? „Wyższe Sfery” to romantyczna opowiastka gwarantująca nie tylko ubaw znakomity i sporo świetnej muzyki, ale jak już wspomniałem naprawdę doskonały klimat. Nic tylko nalać sobie kieliszek szampana, zapalić kilka świec zapachowych, rozłożyć się na łożu w szlafroku i podziwiać jak Armstrong, Crosby czy Sinatra wprowadzają cię w uroliwy trans który na długo nie zapomnisz...

A skoro to recenzja, pomówmy teraz o wydaniu DVD!

 Powiem krótko - Jestem zachwycony!
Wydania DVD filmów tego typu zwykle nie mają specjalnie wiele ponad zwiastun, a tu proszę!



·         „Cole Porter in Hollywood : True Love” – Ot, krótki, prawie 9 minutowy filmik dokumentalny o musicalu i co przyjemne widać, że się postarali bo narrację prawi, starsza już, ale ciągle pełna uroku Castle Holm.

·         Gala Premiere for Hight Society – Jak tytuł mówi : Minuta archiwalnego nagrania z galowej premiery filmu. Ot miła ciekawostka.

·         Cast & Crew – Lista obsady;

·         Millonaire Droopy – Krótki metraż z Droopym (Czy był załączany do filmu czy wybrali go bo Droopy obraca się w nim w luksusie?)

·         Zwiastun filmu – Prawie trzy minutowy, o tyle ciekawy, że to nie tylko clipy z filmów ale urozmaicony Bingiem Crosby który opowiada Edowi Sulivanowi o czym będzie film.


Nie wiem jak was, ale zawsze przyprawia mnie o uśmiech gdy film nie jest traktowany po macoszemu, a wręcz przeciwnie widać, że studio szanuje fanów filmu rzucając mu każdym możliwym, związanym z filmem dodatkiem jaki miało pod ręką. Przypomina to tylko, że mamy tu do czynienia z dziełem znanym i lubianym, a nie jakimś-tam obojętnym tworem anonimowych autorów.

Tak czy siak! Zakup polecam, bo to świetne urozmaicenie do i tak znakomitego filmu... I na koniec! Mój ulubiony kawałek z filmu! Miłego słuchania :



To tyle ode mnie i do następnego razu!
Pozdrawiam
~Pan Miluś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz