piątek, 15 sierpnia 2014

Lekcje komedii z Asteriksów : Jak śmieszyć wielokrotnie tym samym (tzw. lekcja running gag'u)

 
Vis Comica!
 
Słyszy się czasem, że żart powtórzony dwukrotnie nie jest już śmieszny.

To tylko połowiczna prawda. Przypomnijcie sobie ile komedii znacie które jesteście wstanie oglądać w nieskończoność i za każdym razem bawią was równie mocno. Śmieszy was, a przecież znacie już te żarty, często nawet na pamięć. Zwykle jest to zasługa postaci. Kochamy bohaterów i ich barwne osobowości więc chętnie podziwiamy ich pakujących się w te same zabawne sytuacje po raz enty.

Skupmy się jednak na samym gagu. To, że ktoś poślizgną się na skórce od banana może bawić raz. Czy możliwe jest by rozbawiło nas ponownie? Cóż, jeśli jest jakaś lekcja którą wyciągnąłem z nagminnego czytania za młodu albumów „Asteriks” to fakt, że… Owszem! Można powtarzać ten sam żart w nieskończoność i za każdym razem będzie zabawny.
 
Z tym przecież zresztą kojarzy się ta seria :
 
- Wódz ciągle spadający z tarczy,
- Ciągłe rybne bójki,
- Piraci ciągle tracący statek,
- Obeliks ciągle próbujący dostać łyk magicznego napoju,
- Ciągle skrępowany bard w czasie finałowej uczty
- ...i wiecznie poobijani legioniści żałujący podjęcia się służby wojskowej ("Zaciągnij się do armi mówili...")   
 
Co ważniejsze, nie tylko owe motywy pojawiają się obowiązkowo w każdym albumie (to zaneguję wkrótce ale pozostawmy to dla dobra argumentu), a jednak nie tylko bawią wszystkich za każdym razem ale fani są wręcz rozczarowani jeśli czegoś zabraknie.
 

Jak tego Goscinny dokonał? Trik wbrew pozorom całkiem prosty. To wszystko kwestia drobnej wariacji.

Przeanalizujmy to na być może najbanalniejszym przykładzie w całej serii – Bard Kakofoniks śpiewa i dostaje za to (zwykle od kowala Tenautomatiksa) po głowie...

Pytanie brzmi : Czy to samo w sobie takie znowu śmieszne? 

Cóż, zabawne ekspresje w rysunkach Uderzo pomagają, podobnie jak wzmianka Goscinnego, że kowal był przodkiem krytyków muzycznych co dodaje temu brutanemu aktowi ironicznego wydźwięku.

Pomaga też kontekst. Czytając wiemy, że śpiew Kakofoniksa jest absurdalnie okropny, zwykle budzą spusztoszenie wszystkich w około (jego imię tylko podbija ten dowcip).

Autorzy zresztą doszukiwali się kreatywnych sposobów by pokazać jak ciężkie dla innych są jego melodie.

Jest więc zrozumiałe czemu, gdy oświadczy, że podzieli się z innymi swoim talentem mieszkańcy reagują tak, a nie innaczej.
Inną kwestią jest upór postaci. Kakofoniks jest święcie przekonany, że jest geniuszem muzycznym i do znudzenia będzie dręczyć mieszkańców swoimi nowymi kompozycjami. Nie tylko nie daje sobie powiedzieć, że wyje, ale wyzywa przeciwników swego głosu od "Barbarzyńców" i "Prostaków". Wiemy więc, że sam się oto prosi...
 
Wszystko pięknie, pytanie jednak brzmi : Ile razy musimy zobaczyć barda dostającego manto by nam to obrzydło? Teoretycznie przecież powinno przestać nas to bawić po drugim, max. trzecim razie.

Oczywiście miejmy też na uwadze (zwłaszcza jeśli czyta to ktoś komu komiks jest kompletnie obcy), że motyw ten widzimy średnio raz na album, a nawet gdy pojawia się to kilka razy w jednej historii zachowane są spore odsępy czasu. Czytając Asteriksy chronologicznie czuć zresztą, że Goscinny powracał do "stałych dowcipów" tylko jeśli miał na nie faktycznie dobry pomysł i rzadko robił coś na siłę "by było". Odbiorca ma więc czas na odpoczynek, dostając po drodze tony innych żartów, wszelakiej rozmaitości przez co, gdy wracamy do bicia barda nie jest to takie znowu monotonne.

Nie mniej jednak po przeczytaniu kilku "Asteriksów" pod rząd mamy wręcz wkodowane w mózgu, że za każdym razem, gdy ma miejsce jakieś większe poruszenie w wiosce zjawi się Kakofoniks chcąc uczcić okazję swoją nową kompozycją. Wiemy, że to nastanie i jesteśmy na to gotowi!
I tak jest i tym razem kiedy to nagle...

Ładna wariacja grająca na naszych oczekiwaniach, która by nie był nawet w połowie zabawna jeśli nie bylibyśmy świadkami tego motywu wielokrotnie wcześniej. Jesteśmy wręcz wdzięczni za wszystkie razy gdy widzieliśmy jak bard dostaje w zęby nawet jeśli robiło się to już nużące.
 
Tu nie musimy już widzieć całej scenki by wiedzieć co miało miejsce. Twórcy też wiedzą, że wiemy dlatego "skrót" działa humorystycznie, tym bardziej umieszczony gdzieś w oddali. Ot, rutyna...
A tu z kolei nawet nie musimy widzieć sytuacji bezpośrednio. 
I znów ciekawa wariacja. Zbędna jest już wzmianka o śpiewaniu, gdyż dowcip nabrał innej warstwy i przestaje być tylko o kwestionowaniu muzycznego talentu barda. "Dostawanie w gębę" zaczyna go prześladować przy każdej okazji i bawi nas, że nawet jak dla odmiany nic nie robi i tak spotyka go maltretowanie.
Naturalnie nie można też jechać wyłącznie na wariacjach. Od czasu do czasu trzeba czytelnikowi owy motyw przypomnieć by utrwalił się w kontekście. Można to załatwić dyskretnie. Wystarczy jedno spojrzenie od stojącego w tłumie kowala i wiemy o co chodzi. Jednocześnie żart dostaje tu kolejnej warstwy : Tenautomatiks jest już obsesyjny na punkcie Kakofoniksa. Gag staje się cześcią jego osobowości. 
Oczywiście przypomnienie bywa też mniej subtelne :
Lub jak w przypadku poniżej : Zrobiony tak jak zawsze, jednak urozmaicony sprytnym żartem słownym. Nie bawi nas samo uderzenie, a to co temu towarzyszy.

 (mniejsza o kontekst czemu Tenautomatiks drapie się nogą za uchem... długa historia)
Tu z kolei staje się to częścią innego żartu przewijającego się przez album ("Asteriks w Hiszpani"), gdzie ryba Achigeniksa wędruje od właściciela od właściciela...

Widzicie o czym mówiłem? 
On just jest zaprogramowany, że tłuczenie barda stało się tradycją, a tradycję trzeba szanować. Bawi nas ironia, że co by Kakofoniks nie robił nie może umknąć przeznaczeniu. To jak grecka tragedia.

Motyw towarzyszy ilekroć widzimy tych dwóch razem tylko w różnych wariacjach. Ewoluował stając się częścią ich codzienności i relacji... I to relacji przez duże "R" gdyż, gdy w jednym albumie Kakofoniks wyrusza z Asteriksem i Obeliksem na wyprawę...


 Lub gdy innym razem urażony postanawia opuścić osadę...
Piękne ironiczne odwrócenie ról jednocześnie pokazujące Tenatuomatiksa z zupełnie nowej strony, "uczłowieczając" jego postać. Gdyby miałoby to miejsce, gdy widzimy ich po raz trzeci czy czwarty byłoby to co najwyżej zabawne. Tu ma to miejsce w albumie 29 dzięki czemu jest to nie tylko efektowniejsze i śmieszniejsze, ale niezwykle satysfakcjonujące.
Widzicie? Jak w grę nie wchodzi granie można się nawet doszukać przyjaźni między tą dwójką, poprostu tak już przywykli do "rutyny", że stała się dla nich normaką.

Jednocześnie żart żyje własnym życiem i nie potrzebując nawet obecności Tenautomatiksa czy Kakofoniksa by spełnić swoją misję. Wystarczy samo skojarzenie :


Jak więc widzicie można opowiadać ten sam żart bez końca. Sztuka polega na tym by za każdym razem opowiedzieć go od innej strony, odpowiednio urozmaicić bądź wykorzystać fakt, że dobrze już jest odbiorcy znany by zaskoczyć go znienacka dodając coś nowego do kotła. Naturalnie inny ważny składnik o którym napomniałem to pamiętać by dać od gagu odpocząć i pozwolić zatęsknić za nim. Czasami wystarczy nieco pogłówkować i dowcip nabierze własnego życia...

....albo stanie się częścią "serdecznej przyjaźni" ;)


                                                      


Pozdrawiam
Maciej Kur

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz