piątek, 6 grudnia 2013

Recenzja : Listy na wyczerpanym papierze (Teatr Polski, reż Lena Frankiewicz)

Tak. Uznałem, że uczczę 150 post na moim blogu recenjzją wspaniałej sztuki jaką widziałem długi czas temu i zostawiła ame przyjemne wspomnienia... Bo czem nie?


"LISTY NA WYCZERPANYM PAPIERZE"


 Mało o tym wspominałem na tym blogu (być może w ogóle?) ale UWIELBIAM piosenki z Kabaretu Starszych Panów. Jest coś w muzyce z tego okresu co do mnie przemawia. Jest pewna subtelność - czy to w humorze czy to w podtekście - która dodaje wszystkiemu niebywałej klasy i urokliwości. Na tę chwilę słucham zresztą tylko radia "Nostalgia" gdyż jedno "Nie zakocham się tej wiosny" wolę od wszystkiego co skomponowała jakaś współczesna Lady Gaga.


Wielką rozkosz sprawiła mi zatem sztuka przepełniona utworami z tego okresu. Centrum opowieści są jednak listy między Jeremim Przyborom, a Agnieszką Osiecką. Temat mi obcy więc dobrze było pogłębić w nim swoją wiedzę, a jednocześnie dało mi inne spojrzenie, niż większość miłośników Osieckiej któży udali się na ten spektakl z konkretynmi oczekiwaniami. Czwórka aktorów dobrana świetnie i prezentująca sporą charyzmę oraz typową dla okresu który inscenizują klasę. W przeszłości miałem okazję podziwiać już kilka spektakli opartych na zapiskach "znanych i lubianych" i te często kończyły się na aktorach siedzących lub wałęsających się po scenie cytujących monologi.. co niestety szybko robi się dla mnie nużące. TUTAJ wszystkiemu towarzyszyła świetnie dopracowana i przemyślana choreografia.
 

Nawet proste czynności jak ubieranie się były niczym dziwny taniec, jednocześnie twórcy bawili się pomysłowo wykorzystując na różne sposoby scenografię i jej elementy. Bardzo podał mi się moment gdy cała czwórka usiadła w małej szczelinie jednocześnie na przemian przestawiając towarzyszące im krzesło. Cała sala stała się tu zresztą jednym wielkim rekwizytem, gdyż aktorzy co rusz byli gdzie indziej, czasem nad samym widzem, czasem za nim...Chociaż być może zahaczać o jeden z nielicznych minusów całego przedsięwzięcia. Ilekroć patrzyłem na jedną aktorkę, miałem wrażenie, że piekielnie wiele tracę nie wiedząc co robi jednocześnie ta druga i istotnie jak już popatrzyłem było to równie ciekawie, a po chwili wypatrywałem gdzie się podziali Panowie... Co ważne jednak czułem się jakbym nie patrzył ciągle na te same pomieszczenie, a różne przebitki z okresów życia Osieckiej. Brawa też dla zespołu, który całą sztukę siedział grając z kamiennymi twarzami, nawet w garstce momentów gdy aktorzy wchodzili z nimi w lekkie interakcje.

Spektakl sam w sobie byłby wystarczająco dobry, ale oto twórcy dołożyli kolejnej warstwy wzbogacając widowisko o wizualne projekcje. Był to akcent, który dodał opowieści atmosfery jak ze snu. W pewnym momencie nawet (o ile to pamiętam była to piosenka "Pa tato pa!") całość zrobiła się nawet nieco upiorna. Pamiętam aktorkę która kołysała się w budzący niepokój sposób i miałem wrażenie, że patrzy mi centralnie w oczy. Brrr... Piękne!


Pokaz na który byłem kilka miesięcy temu był przedpremierowy – stąd przepraszam jeśli pamięć zatarła jakiś element i czytające to osoby drapią się po głowie o czym wypisuję. Sztuka pośród różnych silnych emocji wywołała u mnie rozkoszne nostalgiczne uczucia, więc ostatecznie wspomnienie jej z nostalgią wydaje się jak najbardziej na miejscu. Pamiętam też dobrze siedzące obok mnie starsze Panie (wśród który rozpoznałem pewną Polską aktorkę) które płakały ze wzruszenia przez całe widowisko. Być może bliskie znajome Osieckiej?

Co najważniejsze całość została gdzieś w moich wspomnieniach i są one przyjemnie. Cieszy mnie więc, że sztuka ma się ponownie ukazać w teatrze Polskim od 16 Grudnia i o ile znajdę chwilkę chętnie znów wybiorę się na ten spektakl... I do tego samego zachęcam!
 

 

Rekomeneduję i pozrawiam
Majki

1 komentarz:

  1. Szczególnie lubiłem zawsze pana Michnikowskiego.

    http://www.youtube.com/watch?v=BlxelewpCY4

    OdpowiedzUsuń