piątek, 4 lutego 2011

Najgorsze Polskie filmy

Top 10 momentów gdy byłem najbardziej zażenowany naszą Polską kinematografią –  a w każdym razie takie przykłady co mi zawsze do głowy przychodzą, gdy myślę o tym co takiego „Polskiego” spowodowało u mnie walenie się głową o ścianę. Taka wyliczanka wspominek z przeszłości, a rusz może kogoś zaskoczę podając jeden z jego ulubionych filmów... choć wątpię


10. Zemsta (Andrzej Wajda)
Do tego dzieła mam trochę sympatii – obsada była dobra (no w większości... Klaro), kostiumowo ładne i... Hej! To Fredro! Do scenariusza i do dialogów przyczepić się nie można... Można za to się uczepić braku wyobraźni reżysera, który robiąc ten film zapomniał o tym co czyni Fredrę, Fredrą – O humorze!  Nie chcę tu mieszać z błotem dorobku Pana Wajdy, ale pokazał tu tylko, że nie ma zbyt wielkiego pojęcia o komedii, bezsensownie klepiąc zdanie w zdanie tekst Fredry (który nie jest śmieszny, jeśli się go odpowiednio nie wygra), nie próbując dodać nic od siebie, ani jakoś ciekawie pobawić się materiałem.
Dziełu może nie wywołuje takiego  żenowania jak pewne inne pozycje na tej liście, ale jest nie mniej frustrujące jako naprawdę zmarnowana szansa, gdyż teraz gdy już istnieje jedna kinowa adaptacja Zemsty, ciężej będzie by dali komuś zrobić jeszcze jedną, poprawną i dobrą.


9. Wiedźmin (Marek Brodzicki)
Nie rozpiszę się bardzo, bo nie jestem fanem Sapowskiego... ale nie trzeba być, aby się skręcać w zażenowaniu na tym filmie. Wystarczy być fanem „Fantasy”, czy nawet ogólnie kinematografii.  Znów – twórcy nie mieli pasji ani pomysłu za to się zabierają
– O! Jest taki i taki projekt! Dobra, bierzemy go i może coś dobrego wyjdzie...
Film ma zero atmosfery, efekty specjalne wywołują zażenowanie, a postacie są nudne jak diabli! Z drugiej strony to jeden z tych filmów, który gdy się obejrzy w gronie kumpli można się pośmiać z tego jaki jest głupi... No i hej! Autor książki, słusznie podsumował film mówiąc, że po przejrzeniu odsłon Polskiej kinematografii z ostatnich dekad... Ten film się trzyma ;)


8. Gulczas a jak myślisz... i Yyyreek kosmiczna nominacja (Jerzy Gruza)
Do tych filmów mam pewną dawkę politowania, bo to trochę jak pastwienie się nad niepełnosprawnym, który być może był chamem i zapracował sobie na brak sympatii z mojej strony... ale jednak.  Ot durne komedie wyprodukowana by się wzbogacić na sukcesie mega-popularnego Big Brother. Wyprodukowane na siłę, w pośpiechu, ociekające kiepskimi żarcikami, wulgarnością i odwołaniami do rzeczy które za dekadę nikt nie będzie pamiętać, choć w sumie już „wtedy” przyprawiały człowieka o klepnięcie w czoło („O matko! Jakie to nieaktualne!”) Nie kwestionuję czy gwiazdy Big Brother były czy nie były zabawne w swoim programie, ale nie były aktorami, a tym bardziej jak grają parodię samych siebie wypada po prostu żenująco.  O ile „Gulczas” był po prostu kiepski, o tyle „Yyyreek” wyjątkowo ociekał kretynizmem. Choć filmy te wołają o pomstę do nieba, czepiać się ich to trochę jak kopanie leżącego...  
Są jednak dwa powody dla których ręce i nogi opadają wyjątkowo nisko, na samą myśl, że te abominacje istnieją :
1) Za sam pomysł zrobienia tych filmów – Bo co winić wykonawców i aktorów skoro musieli pracować z czymś co było z góry skazane na bycie jedną wielką żenadą;
2) JERZY GRUZA! Myślałem, że włosy wyrwę sobie z głowy (a trochę tego mam) jak usłyszałem, że On był reżyserem i scenarzystą tych rzeczy! Człowiek który był współtwórcą 40-LATKA (patrz lista moich ulubionych komedii Polskich) za równo serialu jak i pełnometrażówki , czy też paru innych świetnych komedii jak np. „Dzięcioł”!!!! ALE JAK TO!? Samego „Gulczasa” bym jeszcze przebolał – każdy popełnia błędy i  ma prawo mieć jakąś jedną mizerotę na koncie – ale „Yyyrka”!? Co On myślał? Może w jakimś stopniu wyjaśnia się to z pierwszym punktem, bo hej – złota to On by z tego materiału nie zrobił, ale tym bardziej powinien wiedzieć, że nie jest to coś do czego powinien się dotykać, a tak zaplamił sobie karierę...  SZKODA! Po prostu szkoda!
7. Kajko i Kokosz (ten animowany)
Znów na zażenowanie wpływa tu głównie poczcie zmarnowanego potencjału. Wzięli całkiem fajny komiks (Asteriks może to nie był, ale jednak sympatyczny, inteligentny i dowcipny)  i wzięli Bartosza Wierzbiętę autora dialogów Polskich do Shreka, Misji Kleopatra czy Madagaskaru. Brzmi jak coś z czego powinno wyjść coś przynajmniej przyzwoitego...
Tymczasem :  Uroku komisu – zero, Shrekowej błyskotliwości – zero! Co mamy w zamian? Pierwsza minuta – ktoś pierdzi komuś w twarz. Dziękuję....
Rozpisywałem się o tym dziele tu i tam – w Kazecie miałem o nim artykuł nawet – więc ile to można bluzgać na coś co trwało tylko piętnaście minut, ale boli mnie jak widzę jakie prymitywne podejście Króluje w tym kraju (Nie mówiąc już, że przerwali pracę do o niebo ciekawie zapowiadającego się filmu „Złote Krople” aby stworzyć to dzieło) a myśl, że chcą z tego pełny metraż zrobić napełnia mnie trwogą...


6. Lejdis  (Tomasz Konecki)
Nie wiem co mnie bardziej żenuje – ten film, czy kobiety które potrzebują tego aby się dowartościować.  Ktoś tu obejrzał odcinek „Niani” i powiedział „O! Właśnie takich bohaterek nam trzeba! Frywolnych, dziarskich i umiejących facetowi dogryźć” – Niestety wyszło im to kompletnie bez polotu, tworząc postacie drażniące, mało sympatyczne  i co tu wiele mówić... puszczalskie! Film w dodatku ciągną się w nieskończoność, dorzucając co rusz nowe wątki jakby niezręcznie skleili siedem odcinków jakiejś telenoweli w całość.
Film przyprawia mnie o zażenowanie głównie wzorcami jakie daje Polskim nastolatką jakie są zapatrzone w te bohaterki. Bawiąc się w adwokata diabła, mogę lekko obronić ten film mówiąc, że pamiętam, że miał jakiś fragment w środku (10-15 minut ale jednak), gdzie faktycznie był zabawny/ciekawy i gra aktorska była całkiem porządna. I oczywiście spotkałem się z argumentacją „Oh! Ty tego filmu nie zrozumiesz, bo jesteś facetem”
Ok.!  Zgoda! BYŁBY to argument, gdyby nie, to, że do reszty nie rozumiem kolejnego filmu którym był...
5. Testosteron (Tomasz Konecki)
ALE CHAŁA! Pierwsze 20 minut nie było takie złe, przynajmniej wprowadziło jakiś klimat i może dwa razy się nawet zaśmiałem.... Niestety! Reszta to jeden wielki kocioł żałosności w który wrzucono siódemkę nieprzyjemnych bohaterów (żeby to jeszcze były jakieś stereotypy typów mężczyzn, ci po prostu albo są chamscy albo anemiczni), paradę niskolotnych żartów, mrowie drażniących przerywników i krótki występ  Kuby Wojewódzkiego (brrrr...) Wulgarności się nie czepiam, bo to film o seksie w czym wypada dosyć bezpłciowo.  Co gorsza – był nudny!  


4. Haker (Janusz Zaorski)
AŁA!  Nic tak nie razi jak gdy ktoś o kilka dekad za stary, próbuje robić coś o/dla dzisiejszej młodzieży i  na siłę być „hip”, nie mówiąc już o robieniu filmu o hackerstwie mając o hackerstwie zerowe pojęcie i znów kolejna z „po-Kilerowych”  prób zrobienia kolejnej komedii z fabułą „O! Jakieś zero wplątał się w aferę z gangsterami, tego nie widzieliście jeszcze, co?”  Aluzje do „Matriksa” czy do „Powrotu do Przyszłości”  były tak beznadziejne, że oglądając to bardziej czułem jakby obrażali te filmy niż robili ukłon w ich stronę.
Ech, szkoda sobie strzępić języka – to było marne i co gorsza drażniące...

3. Dzień Świra (Marek Koterski)
Tak, nieprzeczytaliście się! „Dzień Świra”! O wiele więcej o Polakach mówi fakt, że bawi ich ten film, niż film sam w sobie!

Film widziałem wiele razy i Mnie nigdy nie bawił a zwyczajnie męczył swoim marudzeniem. Nie wiem! Może po prostu życie codzienne autora tego filmu (i najwyraźniej świat w jakim się obraca) ma się ni-jak do tego mojego i dlatego jego frustracje wydają mi się zwyczajnie błache bądź dziwne. 
Oczywiście  wszyscy podniecają się "Oh, On wstaje i mu się nie chce! Jaki genialny komentarz" ale dla mnie równie dobrze można się zaśmiewać "Oh, patrzcie! On je śniadanie! Ja jem śniadanie! Ale fenomenalna obserwacja!"

Fakt-faktem film usiłuje być satyrą tylko to nie działa, gdyż to co widzimy to nie jest satyra... To jest propaganda.

Pomijam fakt, że tak naprawdę nie było nic co przyprawiło mnie o uśmiech
- O hej!  To wygląda znajomo...
a wręcz przeciwnie o skrzywienie nosa
– Czy to miało być zabawne?

ale film od początku do końca bombarduje komentarzami politycznymi „O patrzcie! Tak beznadziejnie jest u nas w Polsce” które - zgodzić się czy nie zgodzić - były po prostu nachalnie wykonane, a co gorsza nie miały za grosz obiektywizmu w swoich obserwacjach. Autor ignoruje wszystkie pozytywy koncentrując się na samych negatywach, pesymistycznych wizjach i przykro mi ale to nie jest obiektywne myślenie - to  jest manipulacja i co gorsza ze strony osoby która nie umie ani trochę cieszyć się życiem. A ja niestety potrafię - nawet w chwilach depresji umiem znaleźć jakieś pozytywy a i w moim Państwie choć ma wiele problemnow widzę wiele dobrego i zapominanie o tych plusach jest pokazywaniem tylko jednej strony medalu. Znów - zero obiektywizmu czyli propaganda...

Być może czuję, że posiadam dojżalszy punkt widzenia od autora filmu i stąd moja niechęć. Całość kojarzy mi się ze stękaniem "Nananana jak w tej naszej Polsce niedobrze, nananananana" - bez ani jednego pozytywu co kojarzy mi się z wywodami jakiegoś nadąsanego smarkacza niż faceta po 40'stce i prawdę mówiąc nie widzę w czym tkwi cały fenomen filmu. Oczywiście, można argumentować, że to NIE MIAŁO być komedią o życiu kogoś przeciętnego, a bardziej przykrą analizą poczynań jakiegoś chorego psychicznie człowieka... tylko niestety film jest wyłącznie marketingowany jako to pierwsze i za to większość ludzi go wychwala.

Ktoś powie "Ale to są prawdy o życiu, nie można ich pokazać innaczej". Nie prawda - można! Popatrzmy na takie Czeskie Komedie czy "Clerks" Kevina Smitha. Ba! Co by nie powiedzieć o "Świecie Według Kiepskich" serial ten potrafi przedstawić 10 razy lepszy i sympatyczniejszy komentarz o Polakach w 20-minutowym odcinku bez potrzeby marudzenia widzowi jak naburmuszone dziecko... W sumie "Propaganda Pesymizmu" byłoby trafniejszym komentarzem do tego filmu...

Cóż dodać? Mam jak największy szacunek do ludzi którzy to lubią bo jest wśród nich sporo moich znajomych (nawet jeśli im współczuję, że tak to widzą), ale jeśli ktoś miałby mnie spytać o szczerą opinię, to z przykrością stwierdzam, że „Dzień Świra” zwyczajnie obrzydził mnie, zażenował, być może nawet nieco ogłupił, ale i tak do pięt w tym nie dorasta kolejnej pozycji jaką jest...
 
2. Ryś (Stanisław Tym)
AAAaaaaaah!!!!!
Dodałem tę pozycję po jakimś czasie bo mózg mój bokował wspomnienia o tym filmie. Sam pomysł prosi się pomostę do Nieba. Robić kontynuację "Misia"!? Jednej z najwybitniejszych Polskich komedii!? To nie to, że pomysł jest taki znowu zły, ale poprostu to strzelanie sobie kolano na dzieńdobry! Bo jasne - "Rozmowy Kontrolowane" to niby sequel ale przynajmniej nie miały tytułu który krzyczy "O, hej! Robimy kontynuację Misia", więc większość osób ogląda ten film nie mając zielonego pojęcia, że te filmy są jakoś powiązane. Tu niestety ów karygodny błąd został popełniony. Nawet jakby film wyszedł niezły zostanie zjechany przez krytyków jako tania próba zbijania kasy na jednej z umiłowanych klasy rodzimmego kina, a wszelakie wady będą tylko potęgować się w zestawieniu z poprzednikiem.
Cóż - film wypadł marnie!
Nie tylko żarty są żenujące [Hehe! To ten aktor co grał Litonosza w "Złoto Polskich" więc będziemy do upadłego ciągnąć żart, że każdy kto go widzi bierze go za listonosza! Hehe!] choć prawdę mówiąc większość czasu nawet nie byłem pewny czy tekst który usłyszałem miał być napewno żartem. To było bardziej przygnębiające w tonie... Ta! "Miś" też miał smutne dno, ale jednak przez większość filmu się śmiałem. Tu byłem znudzony i miałem dosyć po pierwszych 30 minutach...
Aż przykro mi się robi, że scenariusz pisał ten sam Stanisław Tym. Może brak Barei i Chęcińskiego u jego boku? A może zabrakło magicznego świata PRL-u?
Film nie tylko nieśmieszny, ale wręcz zasmucający....
1.Włatcy Móch (Nawet nie chciało mi się sprawdzać kto to robił)
A co innego? Odcinków widziałem garstkę, ale za to miałem PRZYKROŚĆ obejrzeć pełnometrażową odsłonę – Klozetowość i wulgarność humoru przekracza wszelakie pojęcie, animacja i kreska obskurne, postacie prezentującą sobie zero pomysłowości, drażniące głosy i  wszechobecna bezmyślność. W dodatku żenuje mnie ilekroć ktoś próbuje bronić, że twórcy nie inspirowali się „South Parkiem”  (Tak, ponieważ Polscy i Amerykańscy „Milionerzy” to też przypadek) ale przyrównywanie tego do „South Parku” też we mnie coś skręca.
Co by nie powiedzieć o „South Park” prawie każdy odcinek opiera się na jakiejś satyrze (odcinki o Warcrafcie, Internecie czy Facebooku są genialne), a twórcy oferują sporo ciekawych i nieprzewidywalnych pomysłów. W dodatku w ich kresce pomimo prostoty panuje jakaś estetyka, a postacie jak trzeba pokazują emocje i są sympatyczne.  
„Włatcy” (nawet z moją dysleksją źle się czuję pisząc to z celowym błędem) nic sobą nie reprezentują, ponad humor kierowany do dresiarstwa, co by nie było takie złe, gdyby nie ogromny rozgłos serialu, przez który przez pewien okres na każdym roku skądś Czesio wyskakiwał. Serial na szczęście dobiegł końca i jak liczę późniejsze pokolenia puszczą go w niepamięć jak puścili swego czasu popularne filmiki z „4 fun TV”.
To tyle! A teraz uciekać bo gryzę!


~ Pan Miluś

1 komentarz: