środa, 12 października 2011

Lis w Warszawie...

Idę sobie ulicami Warszawy...Tup, tup, tup!
Ulica Żwirki Wigury...
Tup, tup, tup...
Idę... Patrzę... A tu lis mi wyskakuje! Spory, rudy, najeżony i syczący agresywnie. Odskoczyłem, na szczęście nim mnie zwierz dziabnął, a na szczęśnie nie ruszył za mną w dziki pościg, tylko przy choniku przysiadł i syczy na każdego kto przechodzi sobie.

Stoję więc, tak w odległości z 10-20 metrów i patrzę co porabia. Nawet jak wścieklizny nie ma to pewnie rozdrażniony, bo Warszawa do jego środowisk naturalnych się nie zalicza, od aut, hałasów i świateł głupawki pewnie dostał i co gorsza ciężko tu o zatrudnienie. Jak ja go rozumiem.
Trudno! Trzeba po jakiegoś hycla dzwonić... albo przynajmniej na straż miejską albo na Policję, to coś zaradzą. W przeciwieństwie do reszty kraju mam o nich pozytywne zdanie...

Dzwonię pod jeden numer...
Zajęte!
Dzwonię pod drugi numer...
Proszę czekać... Proszę czekać... Zajęte!
Trudno! Kolejny numer...
Zajęte nie jest, ale nikt nie odbiera.
I znów pierwszy, znów drugi... i znów któryś tam... Jakaś równie zmartwiona Pani zasugerowała mi jakiś tam inny numer. Dzwonię. Włącza się jakaś Pani z taśmy i nawija i nawija...

No zajebiście! Jakby mnie napadli i gonili, to nim bym się dodzwonił zdążyli by mnie dopaść, pobić,  zgwałcić, przeprosić, zaprzyjaźnić się, zadość uczynić, zbratać i zaprosić na imieniny.
WRESZCIE!!! Odebrali, wezwałem ich, jednak nasz fantastyczny Pan lis znudzony monotonią siania lęku i potencjalnej wścieklizny zdążył pognać gdzieś w głąb parku. Ba! Może nawet złożył już jaja w czyimś żołądku!

Trudno! Przjechali ze straży miejskiej, pokierowałem gdzie lis się udał i gdzie ostatno widziałem, poszli szukać, dalsze losy lisa nie są mi znane. Albo wrócił do swego domu w lesie, gdzie czeka kochająca żona i trójka pięknych dzieci, albo dalej grasuje i kąsa jadowicie napotkane ofiary, albo został zabity i zlinczowany (kolejność dowolna), albo... Kto wie? Jest teraz w twoim mieszkaniu!

Także tak. Jako wzorowy obywatel zrobiłem co w mojej mocy by pohamować potencjalną plagę lisów, nie musicie mi dziękować... [tj. się nie obrażę ale jednak]

I to by było na tyle!

Pozdrawiam
~Pan Miluś

1 komentarz: