Zauroczony „Sherlockiem Holmesem” Guya Ritchiego z niecierpliwością wyczekuję sequela nic nieznacząco zatytułowanego „A Game of Shadows”. Gdy człowiek tak cierpliwie siedzi i czeka w jego świadomości rodzi się pytanie... Czy kiedykolwiek istniała równie powalająca, wciągająca, prosząca się o sequel, a zarazem wierna duchem adaptacja dzieła Arthura Conanna Doyle’a?
LEPIEJ! Istniała jedna kilkaset lepsza!
Mowa rzecz jasna o wiekopomnym dziele jakim był „Sherlock Holmes Baffled”, Artura Marvina z 1900! Pierwsza w historii adaptacja przygód Sherlocka Holmesa, niewiele odbiegająca poziomem od Obywatela Kane’a swoich czasów jakim był zrecenzowany przeze mnie swego czasu "The Sick Kitten" (Matko i córko! To dopiero był kawał dobrego kina...)
Na początek trzeba zachwalić Pana reżysera odważne podejście reżysera, który w żaden sposób nie wprowadza postaci wielkiego detektywa. Przeciwnie! Daruje to sobie z góry zakładając, że widz dobrze zna tę ikonę literatury. Ba! Sam intrygujący tytuł (w wolnym tłumaczeniu „Sherlock Holmes zaskoczony”) wydaje się być skierowany do wiernych fanów postaci. W dodatku nie jest to adaptacja żadnej znanej nam opowieści, a kompletnie nowa, tętniąca suspensem odsłona.
Podobnie jak Guy Ritchi, Marvin od pierwszej sekundy bombarduje nas akcją, wrzucając nas w sam środek wydarzeń. Oto jesteśmy świadkiem zuchwałej kradzieży w wykonaniu tajemniczego zamaskowanego bandziora, o zasłaniającej twarz masce która dodaje mu nurki mistyczności budzącej w podświadomości obraz istoty paranormalnej. Bez dwóch zdań sam Hitckock oddałby pokłon Marvinowi.
Nim jednak widz zdąży uronić pierwszą łzę, drąc się na ekran kiedy ta strzeliwa manifestacja bezprawia dobiegnie końca Holmes zjawia się w szóstej sekundzie, prędko bada sprawę swym przenikliwym spojrzeniem i nie biorąc większego namysłu wkracza do akcji,... Czy powala zbrodnialca jakimś zabójczym chwytem? A może zbulwersowany tym co się wyprawia w jego własnym domu w dzikim ataku szału przebije jego serce podręczną szablą?
NIE! Po prostu stuka go w ramie! Cóż za genialne zagranie w pełni demonstrujące nam nie tylko władzę nad sytuacją ze strony Holmesa, ale specyficzne poczucie humoru dodające bohaterowi nutki człowieczeństwa. Cóż, za czarujący bohater! A to dopiero jego trzecia sekunda na ekranie. Ciekawe jak rozwinie się akcj...
ŁA!!!!! CO... CO SIĘ STAŁO? Zło... złodziej zniknął!? Był sobie, a teraz go nie ma!? Co to do cholery jasnej za czarna magia!? Jak potężne będą moce którym Holmes będzie musiał stawić czoła!? Chciałbym wyobrazić sobie moment gdy Gorge Lucas po raz pierwszy obejrzał ten film. Bez dwóch zdań to właśnie to dzieło otworzyło przez nim cały świat efektów specjalnych. Sam Sherlock Holmes jest jakby... Nie. Jeszcze nie jest zaskoczony. Sprytny Detektyw co prawda rozgląda się moment za złodziejem, jednak znany ze swojej przenikliwej dedukcji szybko uświadamia sobie jak absurdalne było wydarzenia i wnioskując, że owe spotkanie po prostu nigdy nie miało miejsca zapomina o tym co właśnie miało miejsce i wyluzowany siada w fotelu.
Naprawdę gdy oglądałem to po raz pierwszy nie spodziewałem się, że będę miał do czynienia z tak głębokim studium psychologicznym postaci! Tu warto zaznaczyć, że w odróżnieniu od popularnego wizerunku Holmes zamiast fajki pali cygaro. Widać, że Marvin był awangardowym filmowcem który prędzej wydarłby ze swojej głowy wszystkie włosy niż pozwoliłby sobie na trzymanie się tak oklepanej kliszy.
Podoba mi się relaksująca atmosfera, która nawet mimo oporów w ułamku sekundy utożsamiłaby nas z Holmesem. Ah! Być nim i od tak móc zapalić sobie cygaro i...
W MORDĘ JEŻA!
Coś prysło niespodziewanie, a przed Holmesem pojawił się ponownie złodziej! Jak nigdy nic siedzi sobie zrelaksowany na stole, z towarzyszącą mu złowieszczą aurom, która jak nic podkreśla, że miał symbolizować Biblijnego szatana. Czyżby to właśnie to było tym szokującym wydarzeniem jaki zwiastował nam tytuł? Nie! Jeszcze nie! Holmes jako człowiek akcji szybko powstaje i wyciągając pistolet (albo wytykając złodzieja palcem, jakość obrazu jest tak dupna, że ciężko to stwierdzić) oddaje strzał, jednak złodziej ponownie znika by pojawić się raz jeszcze za Holmesem. No diabeł wcielony! Gdyby tylko Doyle mógł przewiedzieć do do jak pobudzających wyobraźnię, demoniczych dziwów zainspiruje jego seria...
Jeszcze nie zaskoczony Sherlock wie, że ta szaleńcza gra w kotka i myszkę nie może dłużej trwać bez wpędzenia go w niewątpliwy obłęd. Gdy zły omen znika ponownie dzielny detektyw zabiera ze stołu worek ze skradzionymi przedmiotami (fakt, że nie zainteresował się nim po pierwszym zniknięciu swojego nowego największego wroga jest świetną symboliką pokazującą, że nikt nie jest idealny) Chcąc pozbawić złodzieja satysfakcji Holmes odkłada worek do konta, jednak...
Jeszcze nie zaskoczony Sherlock wie, że ta szaleńcza gra w kotka i myszkę nie może dłużej trwać bez wpędzenia go w niewątpliwy obłęd. Gdy zły omen znika ponownie dzielny detektyw zabiera ze stołu worek ze skradzionymi przedmiotami (fakt, że nie zainteresował się nim po pierwszym zniknięciu swojego nowego największego wroga jest świetną symboliką pokazującą, że nikt nie jest idealny) Chcąc pozbawić złodzieja satysfakcji Holmes odkłada worek do konta, jednak...
ŚWIĘTA ANIELCIO! Gdyby nie to, że mój organizm zdążył się przyzwyczaić po wcześniejszych dwóch szokach zmarłbym w tym momencie na zawał serca. Oto worek ze złodziejem pojawia się nagle w drugim końcu pokoju i nim Holmes ma okazję rzucić się w morderczym pościgu złodziej znika.
Wreszcie! Stało się! HOLMES JEST ZASKOCZONY! Stało się! Nie wie co o tym myśleć. Pokonany wzrusza tylko rękami i odchodzi z porażką. Jego zdolności intelektualne okazały się bezużyteczne. Czy mu się to podoba czy też, nie jest tylko zwykłym śmierlenikiem. Teraz pozostaje mu tylko rozwiązać zagadkę, która po oczywistej mimice nie tylko pojawiła się w jego umyśle, ale i w głowach każdego uważnie śledzącego film widza. Czy złodziej był prawdziwy? Czy możliwe, że ciągłe zagadki i sprawy uczyniły Holmesa paranoika, który nawet kiedy nie ma sprawy do rozwiązania jest przez nią świadomie rozwiązany? Czyż znikający złodziej nie wydaje się manifestacją wszystkich jego najpodstępniejszych wrogów, a także osobistych lęków i słabości? Czym jest rzeczywistość która nas otacza? Co tak naprawdę jest urojieniem, a co tak zwanym światem realnym? A jeśli my sami tak naprawdę jesteśmy tylko wytworem czyjejś fantazji? A co jeśli ten ktoś... Nie istnieje także?
„Sherlock Holmes Baffled” to prawdziwie satysfakcjonujący smaczek, nie tylko dla wielbicieli Holemsa oferując im intrygę przerastającą kreatywne zdolności samego Artura Conanna Doyle’a (na swój sposób dodaje książką nowej głębi, perspektywy i sposobu postrzegania postaci wielkiego detektywa), ale jest to prawdziwa uczta dla najwybredniejszych fanów mocnego kina, oczekujących od filmu czegoś więcej niż akcje, barwne postacie i zawiłe intrygi, ale odpowiedzi na tak odwieczne pytania jak przyczyna sensu życia.
Oburzenie ogarnia mnie, że dzieło nie doczekało się jeszcze wydania DVD (z tak należytymi dodatkami jak dwugodzinna retrospektywa, i trzy-cztery commentarze audio różnych historyków kinematografii) Póki co polecam kopię dostępną na you-tubie która do czasu wydania dwu-płytowej edycji specjalnej, będzie musiała nas zadowolic...
Pozdrawiam
~Pan Miluś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz