Niejednokrotnie spotkałem się w rozmaitych recenzjach czy artykułach z przyrównywaniem świata kina do teatru. Na pozór skojarzenie to wydawać się może banalnie oczywiste, tym bardziej z punktu widzenia przeciętnego widza, którego wiedza o kinie ogranicza się do tego co jest obecnie popularne. Choć pod względem gry aktorów czy konstrukcji dramaturgicznych pokrewieństwa są całkiem sporę, niestety kompletnie nie mogę się zgodzić by były to sztuki pokrewne. Teatr opiera się na stworzeniu pokazanego na żywo spektaklu, który choć zapadnie w pamięci odbiorcy, nacieszenie się całokształtem konkretnego spektaklu będzie niestety jednorazowe. Nie da się cofnąć, ani nie da się też zatrzymać na moment w ulubionym fragmencie. Można rzecz jasna pójść na kolejny spektakl ale niestety kolejne przedstawienie nie będzie nigdy idealnie takie same. Czasem lepsze, czasem gorsze – jak z kopią zdjęcia. Różnice choć często minimalne zawsze gdzieś się znajdą.
Odkładając na bok kwestie w różnicy języku, czasowania czy technik jakimi jest tworzone kino nie może być moim zdaniem porównywalne z teatrem. O wiele mu natomiast bliżej dwóm innym mediom. Pierwszym jest malarstwo, gdzie artysta tworzy arcydzieło które dalej pozostanie na wieki by mogło być podziwiane w dowolnej ilości czasu i niezmienionej formie, drugim zaś jest – Fotografia. Nic dziwnego! Ostatecznie to w niej kino ma swoje korzenie!
Edward Muybridge (1830-1904) był brytyjskim fotografem, zajmujący się swoją twórczością głównie na terenie Stanów Zjednoczonych. Znany także pod pseudonimem „Helios” (Grecki bóg słońca) początki swojej kariery poświęcił w lwiej części fotografii krajobrazowo-dokumentacyjnej. To on na lata przed Edisonem i Braćmi Lumiere zapoczątkował to czym dziś nazywamy współczesne kinematografią. Co zabawne – nie miało to miejsce świadomie! Ot, Leland Stanford (prezydent linii kolejowej Central Pacyfic Railroad) założył się z Frederickiem MacCrellishem o 5000 dolarów oto czy galupopujący koń odrywa od ziemi wszystkie cztery kopyta na raz.
Na Muybride spadło nie łatwe zadanie dowiedzenia tego za pomocą fotografii. Motywacja do dokonania epokowego przełomu była być może błaha (i ocenie uważana za legendarną) jednak jakkolwiek by nie było Muybride poświęcił wiele lat na ulepszaniu chemikaliów by uzyskać krótszy czas naświetlania. Ostatecznie ustawił konia na tle białej ściany, rozciągnął wzdłuż toru nici które uruchamiały poszczególne migawki, koń przebiegł... Sukces! Sześć lat w plecy- ale sukces! (lepiej późno niż cale) a ponieważ z koniem się udało niebawem przyszła kolej na kolejne zwierzęta. Wynalazek szybko zrobił fenomen, ale niestety jak to bywa Muybridge i Stanford nie potrafili się dogadać w kwestii dzielenia zysków (ostatecznie jego inżynierzy byli współtwórcami wynalazku), a ten drugi posunął się o krok za daleko gdy publikując zawierającą zbiór zdjęć książkę, ograniczył w kład kolegi do lekkiej wzmianki jego nazwiska. W Europie na szczęście Muybridge został potraktowany z szacunkiem na który sobie zapracował.
Rzecz jasna nie odbyło się bez kontrowersji. Ostatecznie jeśli ludzie oko nie jest w stanie samo zarejestrować wszystkich faz ruchu zwierzęcia, to znaczy to, że nie jest mu to pisane, więc to co pokazuje wynalazek jest po prostu nienaturalnie. Z drugiej strony, aż chce się wytknąć owej logice, reakcje ludzi gdy fotografia została stworzona w pierwszej kolejności i zarzucili wynalazkowi zdolność do kradnięcia duszy (choć ile w tym prawdy nie zostało jeszcze udowodnione) Wynalazek Muy Bridge’a przyczynił się do kolejnego kroku jakim było stworzenie „Zoopraksiskopu” który umożliwiał symulacje odtworzenia ruchu – słowem pierwsze filmy! Nie miały może fabuły, rozbudowanych postaci czy jakichś większych zwrotów akcji, jednak to właśnie to popchnęło ruch który poprowadził do stworzenia kinetoskopu Thomasa Edisona, czy kinematografu braci Lumiere...
Co zabawne jednak i ich pierwsze projekcje filmowe o kilka lat wyprzedza... Emile Reynaud, która w 1892 roku stworzyła pierwszy film animowany „Pauvre Pierrot” który stworzył za pomocą „Praksinoskopu” który opracował w 1876 roku w Paryżu. Zatem „Ogrodnik oblany”, „Przyjazd pociągu na stację” czy „Wyjście robotników z pracowni” nie są, aż takimi pionierami jakby się nam wydawać mogło (nim jakiś znawca kina mnie zlinczuje piszę to ostatnie zdanie rzecz jasna z przymrużeniem oka)
Przykre zatem, że Muybridge jest dziś często nieco zapominany, podobnie jak i fakt, że kino wywodzi się nie ze sceny, ale ze świata fotografii. Jak Ono polega na uchwyceniu czegoś, obojętnie czy mówimy o tym co zagrał przed nią aktor, czy też w przypadku dokumentu, o uchwyceniu prawdziwego wydarzenia bądź krajobrazu. Zresztą by kino stało się fotografią wystarczy po prostu wcisnąć pauzę – i proszę! Już oceniamy obraz nie po tym jak się rusza czy co mówi, a po tym jak jest skadrowany, jakie emocje budzi i co zostało w nim tak naprawdę zawarte.
To tyle na dziś
~Pan Miluś... lub Maciek Kur jak kto woli :)