środa, 25 maja 2011

Z cyklu słów parę : Kubuś Fatalista i jego Pan (Denis Diderot)

            Okres Oświecenia przyniósł nam pokaźne grono mniej-lub bardziej istotnych filozofów od Johna Locke i Davida Hume po Monteskiusza i Denisa Diedorta na dziele którego planuję skupić się w tym wypracowaniu. „Kubuś Fatalista i jego Pan” (Jacques le fataliste et son maitre) jest obok „Zakonnicy” i „Wielkiej Encyklopedii Francuskiej” najbardziej znanym tworem Diderota i prawdę mówiąc jedynym z jakim póki co miałem przyjemność się zapoznać.

            Nim przejdę do treści podkreślić muszę, że cechą utworu która urzekła mnie najbardziej jest forma – a mówiąc ku ścisłości swoboda i lekkość jaką czułem od pierwszej strony do ostatniej. Będę  szczery – mam problem z wieloma dziełami filozoficznymi. Nie chodzi o to, że słownictwo za trudne, a myśli które próbuje przekazać autor zbyt skomplikowane. Z tym akurat nigdy nie miałem kłopotu. Głównym problemem jest ton czyli  atmosfera jaką wprowadza autor. Proszę darować mi kolokwializm ale często jest po prostu albo marudna, albo jak to miało miejsce w przypadku Św. Augustyna – melodramatyczna. Czytelnik w pewnym momencie czuje się jakby był na niezwykle żmudnym i monotonnym kazaniu. Im większy wysiłek sprawia lektura, tym – nawet podświadomie -  mniej pozytywny wydźwięk mają zawarte w dziele myśli. Ostatecznie człowiek chce tylko jak najszybciej dobrnąć do końca by odłożyć książkę na półkę i zapomnieć o niej, a chyba mija się to z celem jaki miał autor?
            Tu nie ma tego problemu. Autor postępuje bardzo sprytnie : rozbija swoje rozprawki na serię dialogów między tytułowym Kubusiem i – także zawartym w tytule – jego Panem, co dodatkowo zostaje uprawnione bardzo luźno zarysowaną fabułką. Przygody bohaterów są proste, a jednocześnie człowiek uczy się czegoś dodatkowo poznając realia ówczesnej Francji, rozmaite klasy społeczne i obyczaje. Inną istotną cechą jest tu narracja. Przyznam się szczerze, że to moja ulubiona forma – narrator który owszem niezależny i wszechwiedzący, ale posiadający osobowość! Zasypuje czytelnika pytaniami, bawi się z nim, to rusz burząc jego oczekiwania bądź złośliwie intryguje co mógłby powiedzieć, że przydarzy się postaciom. Na swój sposób jest trzecim bohaterem utworu! Owa narracja w zestawieniu z charyzmatycznym charakterem tytułowego protagonisty tworzy wesołą i barwną atmosferę dzięki czemu „kazania” na temat Fatalizmu którymi autor planuje zasypać czytelnika tracą na jakiejkolwiek natarczywości. Pomaga to – gdyż, gdyby nie owy zabieg pewnie miałbym dosyć po kilku stronach i dostawał Szewskiej Pasji ilekroć Kubuś rzuca swoje „Jeśli jest nam zapisane...”, a robi to niezwykle często. Narracja odgrywa tu jeszcze inną ważną rolę – wytyka jak Narrator niezależny, podobnie jak każdy autor czy po prostu opowiadacz jest Panem losu swoich bohaterów. W swojej wyobraźni każdy jest Panem Bogiem. Postacie których losy opisuje są zdane na jego łaskę i gdy oznajmi, że za moment zginą albo ulegną wypadkowi nie będą miały specjalnie wiele do powiedzenia... (a w każdym razie nie powinny, w przeciwnym razie jest to oznaka schizofrenii).

            Z punktu widzenia fatalisty człowiek jest równie nieporadny co utwór czyjejś wyobraźni. Jeśli jest „zapisane w górze”, że zbankrutuje, to choćby jak nie wysilił swoich zdolności finansowych utraci wszystko prędzej czy później. Jeśli jest mu zapisane, że zachoruje, to ile by na zdrową żywność nie wydał i tak dopadnie go jakiś niespodziewany bakcyl. Jednocześnie nie ma pojęcia jaki los jest mu tak naprawdę zapisany. Na pozór ktoś mógłby stwierdzić „Co będzie to będzie” – więc nie ma się o co martwić, skoro jeśli los planuje mi coś złego to nie będę miał na to najmniejszego wpływu i vice versa. Choć są tacy dla których taka wizja funkcjonowania ładu we wszechświecie może być satysfakcjonująca, ja osobiście spostrzegam w tym światopoglądzie pewne aspekty, które są po prostu przerażające.

            Innymi słowy – ktoś może całe życie na coś pracować ale ponieważ „nie będzie mu to zapisane” jego wysiłki pójdą na marne? Widzę tu ogromną niesprawiedliwość. Brakuje mi w tym wszystkim „osądu” który ma wpływ na słuszność czy nawet sens przypisania danemu człowiekowi takiego, a nie innego losu. Nie mówię tu tyle o możliwości zmieniania tego co jest zapisane, co możliwość by wpłynąć „w pierwszej kolejności” na to co może nam w przyszłości być zapisane. Jeśli to jednak los ustawiony jeszcze PRZED naszym urodzeniem oznacza to, że wszelakie poczynania w naszym życiu będą kompletnie bezsensowe czy bezcelowe. Jeśli ktoś urodził się ze znamieniem, że czeka go kilka lat w więzieniu to jakby uczciwie nie żył nie uniknie tego. Podaję przykre przykłady ale mogę podać też przykład w drugą stronę – jeśli komuś jest zapisane, że czeka go bogactwo, teoretycznie całe życie może spędzić siedząc pod drzewem i nawet się nie obejrzy, gdy przejedzie obok wóz z którego spadnie wór sztab złota, albo nadbiegnie nagle notariusz informujący, że bogaty wujek umarł i zapisał w spadku cały swój majątek. Czy jest to sprawiedliwe dla kogoś kto spędził całe życie ciężko pracując? Ani trochę. Z drugiej strony samemu nie wierzę w karmę – mija mi się to z celem tego jak świat funkcjonuje. Owszem, ludzie mogą wpłynąć na swoje życie, ale zwykle są to rzeczy które mają logiczny potok zdarzeń – będziesz dla kogoś miły to później ci pomoże w potrzebie, wyrobisz sobie opinie u przełożonego to dostaniesz promocje ect. ect. Z drugiej strony być może jestem nieco hipokrytą, gdyż samemu wierzę, że mam Anioła Stróża i jeśli będę o niego dbać może być w moim życiu całkiem aktywny.

Wracając do fatalizmu, to w tej logice dziwi mnie też pewna anonimowość odgórnej siły która jest za to wszystko odpowiedzialna. Kubuś wyraźnie daje do zrozumienia, że nie chodzi tu o Boga – Denis Diderot z tego co mi wiadomo był zresztą ateistą – co tym bardziej zahacza mi o absurd. Jeśli owa „odgórna siła” jest w stan zadecydować o czyimś losie to teoretycznie powinna mieć jakąś świadomość by to funkcjonować, a co za tym idzie – „świadoma nadprzyrodzona istota decydująca o losie każdego człowieka na planecie i tak ustawiająca ich wydarzenia by wychodziło po jej myśli” z definicji jest Bogiem! Jest to dla mnie paradoks, bo po prostu nie pojmuję możliwości funkcjonowania „bezosobowych” sił odgórnych. To jak z Buddyzmem – jeśli dusza w zależności od sposobu życia reinkarnuje w wyższą lub niższą formę cielesną to musi być jakaś odgórna siła która ma świadomość by móc ją osądzić i odpowiednio pokierować. W przeciwnym razie gwarancja, że wszystko odbywa się zgodnie z nałożonymi zasadami jest równa zeru.  Podobnie jest tutaj – musi być „ktoś/coś” co kieruje zasadami ustawia je i kontroluje w przeciwnym razie to czy coś jest człowiekowi zapisane w przeciwnym razie z łatwością dochodziłby swego za każdym razem.

„Kubuś Fatalista i jego Pan” przedstawia w bardzo sympatyczny sposób Denisa Dideorta jednocześnie nie mogę powiedzieć by był to światopogląd z którym się zgadzam, a i choć widzę zawarte argumenty jest to jedna z tych teorii filozoficznych której słuszność – z całym szacunkiem do jej wyznawców – jest mi nieco obojętna. Skoro i tak to co zapisane mi się wydarzy to fakt, że wiem, że tak będzie nie miało na to większego wpływ, a optymistyczne podejście Kubusia niestety nie odwodzi mnie od myśli, że narzucone przeznaczenie jest czymś bardziej upiornym niż pozytywny. 

Co będzie, to będzie...


~Wasz
Pan Miluś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz